Wpis który komentujesz: | Jeszcze chyba nigdy nie czulam sie jak wtedy gdy czytam poezje Jonasza Kofty. I choc niektorzy twierdza ze nie jest to poezja wyokich lotow, to kocham ja. I kocham Jonasza za to ze byl i zostawil po sobie taki spadek. BOze jak ja chcialabym miec takiego przyjaciela. Takiego szalonego przyjaciela. Ktory nie dba o to w co sie ubierze, wrzuca na siebie byle co, wyglada jak lump, bierze walizeczke i idzie tworzyc....wraca do domu bez botow, i jest tak uroczo cudowny. Wiem, że miłość jest udręką Bo się wszystkiego od niej chce Ja pragnę mało, malusieńko A właściwie jeszcze mniej Ździebełko ciepełka W codziennych piekiełkach W wyblakłym na szaro obłędzie Różowa perełka, ździebełko ciepełka Znów wiem, że jakoś to będzie Gdy serce ukłuje przykrości igiełka I biedne się czuje, niczyje Ciepełka ździebełko Ździebełko ciepełka Wystarczy i ewszystko przemija Ździebełko ciepełka Diamencik ze szkiełka Czułości kropelka na listku Ciepełka ździebełko Tkliwości światełko W twych oczach wystarczy za wszystko Nie chcę wichrów, burz, nawałnic Uczuć, w których spalę się Jesteśmy przecież łatwopalni Dla mnie najważniejsze jest: Ździebełka ciepełka... Jonasz Kofta |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |