vincent
komentarze
Wpis który komentujesz:


Dowiedziałem się o dramacie, jaki rozegrał się w kręgach okołobuddyjskich. Człowiek, który nie należał wprawdzie do sangi, ale pojawiał się na jej spotkaniach, zabił dziewczynę. Medytował od wielu lat, ale nie chciał mieć nauczyciela i upierał się przy samotnej ścieżce, odwiedzając sangę, katolicko-wschodnie medytacje u ojca Berezy i pewnie także inne spotkania o podobnym charakterze. Zabójstwo miało motyw... buddyjski; poczuł się powołany do wykonania karmicznej kary na młodej dziewczynie. Zabił ją siekierą, przykrył ciało i obłożył je buddyjskimi relikwiami, a potem się przyznał i oddał w ręce policji - po kilku dniach, podczas których był poszukiwany. Podejrzewano, że jego miejscem schronienia mógł być klasztor Berezy i wpadła tam brygada antyterrorystyczna, co było przyczyną strącenia o. Berezy ze stanowiska przeora.

J. mówiła, że medytującym często się zdarzają zaburzenia psychiczne, choć większość nie kończy się tak tragicznie. Dostatecznie wiele medytacji u każdego budzi moce. Podrzucając piłkę sprawiamy, że leci ona do góry i choć jest to coś wyjątkowego tam, gdzie wszystko spada w dół i może zostać uznane za co szczególnie wyjątkowego tam, gdzie mało ludzi ukierunkowuje swoją siłę na podrzucenie czegoś do góry, nie jest to podstawą do wnioskowania o nadzwyczajności wykorzystującej dane prawo natury jednostki. Tymczasem ludzie zaczynający doznawać na sobie różnych fenomenów, a nie mający zintegrowanej osobowości, często zaczynają uważać siebie za w jakiś sposób boskich, wybranych, mających misje do spełnienia, nie podlegających niektórym prawom. Nauczyciel "wyzerowuje". Nie pozwala na pobudzanie w sobie odczuć wyjątkowości i wybraństwa, sprowadza do parteru, niektórym dumnym jednostkom może się nawet wydawać, że przeszkadza im w rozwoju z zazdrości o to, by nie zostać prześcigniętym - często występujące złudzenie. Tak mówiła J., ja się w sumie zgadzam - choć sądzę, że przy braku jednostkowego nauczyciela, tę akurat rolę może doskonale pełnić grupa ludzi nie ceniąca szczególnie uduchowienia. Brak nauczyciela nie musi prowadzić do zwariowania, o ile człowiek nie izoluje się fizycznie lub mentalnie i emocjonalnie od tych, którzy potrafią równie skutecznie wyzerować. Ja okres niebezpiecznego haju spowodowanego odkrywaniem swoich zdolności miałem trzy, dwa lata temu i wygasał on jeszcze do niedawna, teraz zaczynam się ze śmiechem patrzeć na niektóre powodowane przez to zachowania. Ze śmiechem, ale nie ze wstydem - był to normalny etap i patrząc się na takie przykłady jak przytoczony mogę czuć się zadowolony, że nie doszło do tak radykalnych form destruktywności.

Zaczyna się atak komarów. Dla nas, chodzących w te ciepłe dni po mieszkaniu zwykle nago oznacza to ciężkie czasy. Pająki, jak się zdaje, komarów nie łapią. Pająki są w tym mieszkaniu pod ochroną, jest ich kilka i nie niszczymy ich pajęczyn, o ile nie są w nieodpowiednich z naszego punktu widzenia miejscach. Regularne niszczenie pajęczyn utkanych nie tam, gdzie trzeba odniosło skutek dydaktyczny i nasze pająki przestrzegają już zasad współżycia społecznego pod tym względem. Kłopot sprawiają tylko dwa z nich mieszkające w łazience. Lubią wchodzić do wanny, czy też spadać do niej - wdrapanie się po śliskiej ścianie jest dla nich problemem. Wyjęcie pająka z wanny stało się regularną częścią rytuału kąpielowego.

Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)