Wpis który komentujesz: | Czekalam na autobus siedzac na lawce pod wiata. Zaczelo lac. Zastanawialam sie czy mozna zyc bez nadziei i czy z braku nadziei mozna umrzec. Deszcz, spadajac na ziemie, plynal po nierownym betonie strumyczkami, ktore zbieraly sie pod moimi stopami i tam tworzyly szybko powiekszajaca sie kaluze. Klik, wlaczylam wyobraznie. Woda nabrala czerwonego koloru, plynela ze mnie, z przebitego nozem serca. Ja zadalam rane, czyjas reka prowadzila moja. Kaluza przerazajaco szybko powiekszala sie, z nia wyplywalo ze mnie zycie. Moj umysl pograzal sie powoli w cieply, zamulony staw, porosniety trzcina, mial kolor moich oczu, zielonobrunatny. Powoli, powoli zanurzalam sie w ciemnosc i zapomnienie. z braku nadziei, mozna, zaraz PRZEPRASZAM, CZY WSZYSTKO W PORZADKU? - ...? - podnioslam nieprzytomne oczy na starszego pana, pochylajacego sie nade mna. - Siedzi pani po kostki w kaluzy, przeziebi sie pani, dobrze sie pani czuje? - Tak, w porzadku, zamyslilam sie, dziekuje (dzieki, kurwa, za uratowanie mi zycia!,0) Nie wiem, naprawde nie wiem czy mozna zyc bez nadziei i czy z jej braku sie umiera. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |