Wpis który komentujesz: | Następnego dnia było zaplanowanych kilka atrakcji pod tytułem trzech LARPów, turnieju rycerskiego i konkursu rysowniczego. Przynajmniej o tych wiem, bo tak na prawdę to nic nie wyszło. Ludzie chodzili sobie na plażę się wykompać i poopalać. Część siedziała na ławkach pod drzewem i gadała. Jeszcze inni walczyli na miecze, szable i temu podobne twory. Ogólnie niby nic się nie działo, ale zawsze było coś ciekawego. W pewnym momence wyszedł jednak jeden z punktów programu. Bitwa na kisiel i bitą śmietanę :,0) Było około 15 litrów kisielu i tyleż śmietany. Ustawiliśmy się w kółko w odległści 3-4 metrów od tego i na sygnał podbiegliśmy i zaczęliśmy się obrzucać. Później w tym samym miejscu urządziliśmy zapasy :,0) Wiem, że Agena to wszystko nakręciła, ale niestety nie mam chwilowo dostępu do tej kasety, więc nie umiem powiedzieć jak to wyglądało z boku :( Ale na pewno musieli mieć ubaw :,0) Po bitwie i zapasach był czas na kąpiel. Woda ze szlaufu niestety była zimna, więc nie byłem w stanie zbytnio myć głowy i przez następne dwie noce włosy śmierdziały mi kisielem :( Pamiętam, że właśnie tego dnia MElfka dostała ode mnie sporą część napisanego listu. Co prawda nie całość, ale zawsze coś. Właśnie jestem w trakcie pisania reszty... porozmawialiśmy sobie o wszystkim i o niczym przez kilka godzin. Później, o ile dobrze pamiętam, wszyscy zebraliśmy się dookoła ogniska i rozpoczęła się drama na całkiem spore grono osób ( oczywiście po urodzinowych szampanach i życzeniach dla obu solenizantów ,0). Niestety nie brałem w tym udziału, bo moje zdrowie już mocniej szwankowało i nie byłem w stanie zbyt dużo mówić. Ale za to przez bitą godzinę brzdąkałem sobie na harfie folkowej. Kolejny instrument na którym chciałbym nauczyć się grać i jak zwykle nie starczy mi na to czasu :( Z relacji wiem iż MElfka prowadziła wtedy Zew Cthulhu i starała się przestraszyć graczy pijacką czkawką :,0) Musiało to na prawdę strrraszszsznieee pomrrroooczczniee brzmieć ;,0) A. w tym czasie poszła nad jeziorko z walkmanem patrzeć w gwiazdy, jako że zachód słońca już tam widzieliśmy :,0) Wróciła po jakimś czasie i stwierdziła iż mało brakowało, a usnęła by tam bezpowrotnie ;,0) Poszliśmy więc spać. W nocy jednak A. musiała na chwilę nawiedzić sławojkę i to z niezbyt miłych powodów... ale wszystko było dobrze, więc najedliśmy się po prostu strachu, że namiot będzie do czyszczenia i wietrzenia, ale jednak się udało tego uniknąć. Ale po moich włosach i tak trzeba było go później wietrzyć... Natomiast rano obudziliśmy się... |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |