zdemoralizowana
komentarze
Wpis który komentujesz:

WAKACJE 2002/ sierpień

31 lipca wyjechałam na rekolekcje z diecezją praska, na początku było po prostu nudno, wszystko mnie męczyło, potem już nie byłam ani znudzona, ani zmęczona czułam się okropnie... żyłam w sumie od posiłku do posiłku, a jedyną rzeczą jaka mnie trzymała żeby stamtąd nie wyjechać, była chęć zostania w tej samej grupce formacyjnej... Pod sam koniec coś się zmieniło, już nie chciałam wyjeżdżać tak bardzo jak trzy dni wcześniej, nie wiem tak naprawdę co to było... chyba nie chcę wiedzieć... Na rekolekcjach podpisałam krucjatę (post od alkoholu,0) ale na szczęście zrobiłam to tylko dla siebie, ponieważ nie wytrzymałam w niej nawet tygodnia... Do Warszawa wróciłam pociągiem 15 sierpnia późnym wieczorem.

Ponieważ skończyły się już zdjęcia, 17 sierpnia wyjechałam na obóz językowy do Ramsgate na południowo-wschodnim wybrzeżu Anglii.

Droga w tamtą stronę trwała około 29 godzin, wystarczył to żeby poznać ludzi, z którymi albo się spędzi następne dwa tygodnie, albo przynajmniej będzie się sms-owało. Jeszcze przed polską granicą poznałam jednego chłopaka (F.,0), z którym mi się po prostu świetnie gadało, tak o wszystkim i o niczym, ale niestety jak na złość musiał jechać do Londynu a nie do Ramsgate.
Dwa tygodnie w tym malowniczym miasteczku, minęły w miarę szybko, w między czasie zobaczyliśmy Londyn, Canterbury, Dover, Margate, Broadstairs. Na początku mieszkałam u rodziny, jednak w połowie musiałam, się przenieść z powodu atmosfery jaka tam panowała, chyba nie wytrzymałabym codziennych libacji, które kończyły się koło 3 nad ranem, a lodówce nie było nic prócz wódki i piwa... :,0) Zaczęłam mieszkać w hotelu, w pokoju Rafała, a ten przeniósł się do Pawła i co fajniejsze spali sobie razem na złączonych łóżkach?! :,0) Długo by opowiadać o wszystkich śmiesznych akcjach... ale niestety nie mam chyba siły żeby to wszystko opisywać...
30 sierpnia przyszedł czas wyjazdu, trochę mi było, żal że wyjeżdżamy, ale z drugiej strony cieszyłam się, że zobaczę F. gdzieś po drodze w czasie tych dwóch tygodni ( na którymś kursie intensywnym, to pamiętam jak dziś,0) umówiliśmy się na drogę do Warszawy... I niestety się przeliczyłam, nie wiem co się stało, ale w sumie w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy, nawet nie wiem dlaczego, nie wiem co się stało, boje się, że to chodzi o to, że ludzie nie chcą rozmawiać ze mną w realu, że dużo lepiej umiem się dogadać siedząc po drugiej stronie przewodu telefonicznego, czy ukryta za monitorem....

Dobra chyba kończę to przynudzanie, i zawijam się do jakiejś sensownej pracy... może zacznę w końcu odpisywać a listy i maile?!

Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)
agniesiaa | 2002.09.09 23:02:41

Calkiem ciekawa historia, milam ciekawa lekturke :) Pozdrawiam

szwagier | 2002.09.09 18:26:09

Bez przesady. Mi się też nieraz wydaje, że trudno nawiązać kontakt z kimś innym, no ale jeżeli ma się charakter jaki się ma, to nie można mieć do nikogo pretensji. Są ludzie, z którymi można porozmawiać swobodnie a z innymi nie. Ale ze mną możesz porozmawiać.
No i chyba nie przynudzasz.
Pozdrawiam.:)