Wpis który komentujesz: | Od rana snujemy się z Jarkiem ulicami Tel Aviv’u. Tak bez celu. Może coś się zdarzy. Na Corso pusto – pójdziemy może do Irka? – pytam. Nie chce mi się –za daleko mówi. Ale możemy iść do Cviki, Bracha zrobi nam coś dobrego do żarcia. Wleczemy się noga za nogą do przystanku na Bialik, żeby podjechać pod bursę diamentową w Ramat Gan’ie, a stamtad obok palarni kawy „ELITE” przejść Arlozoroff do Cviki. Cześć hłopaki! Jak diabeł z pudełka pojawia się Jurek. Dokąd to?. E.....tego.... no wiesz, pląta się Jarek wiedząc że jak powie gdzie idziemy to się nie odczepi. Mamy rozładować kontener oliwek mówi, wiedząc że to ciężka robota i Jurek się zmyje. Faktycznie za minutę go już nie było. Drzwi otwiera nam Bracha. Cviki nie ma ale jak jesteście to może weźmiemy malibu i pojedziemy z dziećmi do Palmahim za Rischon le Zyjon – co wy na to?. Jasne czemu nie -jazda tym potworem to było prawdziwe męskie wyzwanie. Pakujemy wiec tobołki Diklę i Daniel i jedziemy. Jako że to nie wózek z dziećmi Bracha siada z tyłu a Jarek po mojej prawej. W zasadzie to z przodu trzy osoby mieszczą się swobodnie, ale jedziemy z dziećmi które po Cvice mają duży temperament i mogły by wysiąść podczas jazdy więc Bracha ich pilnuje. Silnik mruczy basowo z ośmioma cylindrami, gdy wypadam na Ayalon highway. Tu można już dołożyć do pieca. W wyobraźni widzę jak w baku tworzy się wir do przewodu paliwowego. Mijamy Rischon i odbijamy na prawo na plażę. Jadąc powoli wąską drogą trzeba uważać na szakale, które często przebiegają przed maską, o czym świadczą zwłoki na poboczu. Mijamy małą rzeczkę gdzie kiedyś „polowaliśmy” na sumy. Piszę polowaliśmy a powinienem powiedzieć mordowaliśmy – bo to była prawie rzeź. W Izraelu sum nie jest rybą koszerną ( nie posiada łuski,0) i nikt go nie jada – oczywiście oprócz nas. Byliśmy tu kiedyś przez dwa dni z namiotami uzbrojeni w kusze pneumatyczne i z brzegu natłukliśmy ze dwadzieścia. A potem były sumy w galarecie, w jarzynach, z bakłażanami i na wszystkie możliwe sposoby ( mogę podać kilka przepisów,0). Piaszczystą drogą ryzykując pchanko, dojeżdżamy do upatrzonej skałki obok wraku na mieliźnie. Rozkładamy grill, karimaty i do wody. Tu można strzelić kilka ładnych sztuk strzępieli, zwłaszcza w ładowniach wraku. CDN.. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
niten | 2002.09.23 02:54:56 qrcze, brakowało mi tych opowieści :) serio |