Wpis który komentujesz: | Przyszedł X stwierdzając, że ma "prośbę niemoralną". Otóż X z powodu okoliczności życiowych znalazł się w sytuacji, gdy nie może znaleźć chwili samotności i prywatności w dzień ani w nocy, kible go brzydzą, nie ma gdzie zwalić konia i chciałby to zrobić w tym przyjaznym ludziom miejscu, jednocześnie zaspokajając swój ekshibicjonizm, jeśli się zgodzę popatrzeć. Uczyniłem gest przyzwolenia, trochę rozbawiony, bo to było nasze drugie spotkanie po około półtora roku przerwy w kontakcie. "Przyniosłem flachę", powiedział wyciągając butelkę soku marchewkowego. Potem mnie jeszcze uraczył opowieścią o tym, jak to mu się wieloletnia przyjaźń i współpraca zepsuła, ale wprowadzenie do tej historii wymaga objaśnień. W instytucjach takich jak Sądy Grodzkie czy Kolegia do Spraw Wykroczeń jest stanowisko protokolanta, które jest społeczne - zatrudnia się osobę, która dostaje pieniądze, od których podatku nie płaci. Przepisy zabraniają jednak kadrowej zatrudniania swojego dziecka, ale mama jego przyjaciela zatrudniła swojego syna, który - by ominąć przepis - posłużył się danymi osobowymi mojego rozmówcy i dwa lata przepracował podpisując się jego nazwiskiem, bez jego wiedzy. Przepisy się zmieniły, zarobek tego rodzaju miał już wchodzić do zeznania podatkowego. I X otrzymał pewnego dnia PIT z Urzędu Skarbowego, z którego ze zdumieniem się dowiedział, że pracował dość długo w Sądzie Grodzkim. Poszedł do skarbówki i podpisał stosowne oświadczenie, że tam nigdy nie pracował. Ale to, niestety, była już sprawa automatycznie pchnięta do prokuratury: fałszowanie danych osobowych - i dokumentów państwowych, jakimi są papiery, które podpisywał protokolant. Gdyby jego przyjaciel mu powiedział, że posługuje się jego danymi, do sprawy by nie doszło, ale że X nie wiedział, kto wykorzystuje jego dane, jego zgłoszenie tego było postępowaniem całkowicie rozsądnym. Matka jego przyjaciela straciła posadę, a jej syn się poczuł okrutnie zdradzony przez to bycie podanym do prokuratury. Sprawa wycofana być nie może, bo jest to rzecz ścigana z urzędu. A jego przyjaciel, roztargniony, powiedzieć mu o posługiwaniu się jego nazwiskiem... zapomniał. Wyraziłem współczucie, doceniając jednocześnie to, że większość nieporozumień w moim życiu nie skończyła się tak drastycznie. Ale X ma talent do takich historii. Jest możliwe, że od pierwszego zamieszka u nas na miesiąc lub dwa w ramach ucieczki od okoliczności życiowych ograniczających możliwości onanizmu - szukając sobie przez ten czas samodzielnego lokum. Cieszę się - życia w "komunie" i szaleństw tego życia mi trochę w tej naszej ostatniej stabilizacji zabrakło, a X zapewnia sprowadzanie ciekawych osób. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |