Wpis który komentujesz: | Kolejny okropny dzien. Ponuro, zimno. Przynajmniej nie wieje wiatr. Ubralam sie w najcieplejszy sweter, jaki mam i udaje, ze wszystko jest ok. Znow spoznilam sie na zajecia. Poszlam do Cyberii (teraz chyba nazywa sie Cassablanca, ale dla mnie po wieeeelu, wieeelu godzinach spedzonych tu dawno temu, miast chodzenia do szkoly, na zawsze pozostanie Cyberia,0). Czytam blogi i nlogi znajomych i tych mniej mi znanych i zaskoczyla mnie ich problematyka. Nagle wszyscy, wszyscy cierpia. Serduszko im sie smuci. Zwiazki nie wychodza, jedne sa zbyt trudne, by moc przetrwac z podniesiona glowa, jeszcze inni nie widza sensu, mozliwosci itepe, itede. Naprawde, nie ma teraz znajomego loga, w ktorym pojawilaby sie infromacja, ze jest dobrze, ze sa szczesliwi ze swoja druga polowa. Zastanowilam sie,czy moze ja takze nie powinnam sie zastanowic nad soba i znalezc powod do narzekania. Nie znalazlam jednak na razie takiego. Dlaczego? Otoz wydaje mi sie, ze dlatego, ze wszyscy o ktorych mowie naprawde kochaja i to jest dla nich nie do zniesienia. Cierpia, bo kochaja. Ja nie kocham. Ja jestem z kims, bo jest mi z nim dobrze. Ale to nie jest milosc. I jesli kochanie ma wiazac sie z cierpieniem - nie chce wiedziec jak to jest. Niech pozostanie tak, jak jest. Dostalam dzis od niego list. Taki prawdziwy, dlugi list pisany w srodku nocy. Zaskoczylo mnie to, gdyz od dawna utrzymywal, ze nie potrafi sie poslugiwac slowem. Nie potrafi formulowac mysli tak, by milo sie je czytalo, by bylo w nich cos wiecej, niz w tych, ktore mozna uslyszec. Potrafi. I ciesze sie, ze mimo wewnetrznych oporow sprobowal. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |