Wpis który komentujesz: | Wszyscy uczestnicy zajścia po 30-stce i z odpowiedzialnymi zawodami. On i ona, jej ex i jego ex. Jego ex dzwoni, awanturuje się, wymyśla preteksty w postaci zapomnienia drobiazgów, żeby wejść na chwilę do domu, wydzwania do jej ex, żeby zabrał swoją byłą kobietę od niego. Jej ex jest umierający z depresji, błaga, nawraca się. Komedia po prostu, niestety w moim bliskim otoczeniu. Jedną z rzeczy, które we mnie wzbudziły duży szacunek do mojego mężczyzny jest jego godne zachowanie niegdyś w podobnej sytuacji. Mało co powoduje we mnie taką utratę szacunku jak histeryczne sceny 'Zostań!' albo 'Bądź ze mną' wobec osoby, która nie chce albo nie może. Gdy samemu jest się obiektem tego, niesie to ze sobą przyjemność w postaci połechtania próżności, ale kończy poważne traktowanie takiej osoby. Właściwie nie przeżyłam w życiu nieszczęśliwej miłości tego rodzaju, który doprowadza do rozpaczy. Moja natura prowadziła mnie czasem do fascynacji adoracyjnych (uwielbienie i czerpanie przyjemności ze wspólnych chwil lub tego, że obiekt adoracji raczył poświęcić uwagę,0), w których cała przyjemność polegała na przeżyciach płynących z 'klęczenia u stóp ołtarza', bez prób zmniejszania dystansu, bo na rzeczywistym byciu w zwyczajnym związku z takim idolem mi nie zależało. Były to zakochania z założenia nieszczęśliwe, w których ta ich 'nieszczęśliwość', a nie jakiekolwiek nadzieje, była głównym źródłem emocji i byłoby kłamstwem twierdzić, że było to coś zasługujące na miano cierpienia. Może więc moja negatywna ocena wynika z braku takich doświadczeń, ale po prostu nie potrafię wyobrazić sobie siebie w takim stanie. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |