pinezka
komentarze
Wpis który komentujesz:



Instytut


Surek wyjechał i zostawił mnie na samym czubku. Dosłownie i w przenośni. Siedzę na stercie jego papierów i jeśli tylko próbuję cokolwiek zmienić w misternie ułożonej konstrukcji papierów, wydruków, plotów, segregatorów i kubków to całość zaczyna robić się niestabilna. Swoją drogą osiągnął mistrzostwo.
Czuję się jak pisklę siedzące w olbrzymim gnieździe. Telefon dzwoni nieustannie a odpowiedź na zadawane mi pytania mam gdzieś przed sobą w tej stercie. Właściwie świstki rozpoznaję po niewielkich sygnaturach w rogach, pojedynczych widocznych słowach i staram się nie dotykać niczego jeśli to nie jest konieczne.

W chwilach ciszy zapieram się jedną stopą o szuflady biurka, zaś drugą wsuwam pod spód aby nie odjechać i wciskam się w oparcie aby odchylić je do tyłu. Zbyt słaba jestem i przygniata mnie ono nieustannie, gdy tylko nie wbijam się w fotel całym swym ciężarem.

Z doniczek stojących obok biurka kwiatów wyciągam torebki herbat ekspresowych i filtry z kawą. Czerwonym pisakiem zapisuję kartkę i wieszam na monitorze „ KWIATY NIE PIJAJĄ HERBATY ANI KAWY”.

Praca w Instytucie naukowym ma swoje zalety. Można mieć swoje gorsze i lepsze dni. Nie ma właściwie pracy normowanej. Trzeba coś zrobić i to ode mnie zależy kiedy to zrobię. Czy będę poświęcać temu dwie godziny dziennie przez miesiąc, czy też zamieszkam na ostatnie siedem dni. Ale to rzadkość, właściwie nie ma z góry ustalonych terminów. Jak zauważyłam, pośpiech nie służy pracy tutaj.

Siadam przy swoim sterylnie czystym i bezosobowym biurku. Dlaczego tak bardzo dbam zawsze i wszędzie o to aby nie pokazywać siebie?


Instytut jest przynależny w pewien sposób do uczelni i odbywają się w nim także zajęcia dla studentów. Głównie jednak zajmuje się pracą badawczą, wyznaczaniem i sprawdzaniem.
Instytut jest naukowy także. Są to niejako dwa budynki połączone oszklonym korytarzem. Jeden wysoki i krótki, drugi niski i długi. Flip i Flap.
Niektóre pietra są zamknięte i dostępne tylko osobom upoważnionym, inne otwarte tylko w określonych godzinach. Dlatego są różne. Uniwersalne, które otwierają tym więcej drzwi im wyżej się stoi w hierarchii, choć jest to też uzależnione od tego, gdzie potrzebujesz wejść.
Dotychczas sądziłam, że moje otwierają wszystkie drzwi. Nie dlatego, że jestem aż taka ważna. Siedzę po prostu w ważnym miejscu, dobrze pozamykanym i aby się tam dostać potrzebuję takiego klucza, a że otwiera on także inne drzwi.........

Drugie trzy okna piętra niższego budynku należą niejako do mnie. Pierwsze do Surka, kolejne trzy do Pączka. Jestem przede wszystkim tam. Tutaj prowadzi się badania. Wysoki budynek to administracja, gabinety, sekretariat. Surek dostaje wysypki jeśli musi tam iść, więc najczęściej chodzę tam ja, pełniąc rolę łącznika. Nie lubią się z szefem.
Nie wiem kto to tak wymyślił, ale sekretariat i szef mieszczą się na samej górze. Niekiedy targam tam dokumentacje, którą szef życzy sobie przejrzeć, choć tak naprawdę to nie wie o co w tym wszystkim chodzi, bo to nie jego specjalizacja. W większości ludzie tutaj wiedzą dużo, ale w bardzo wąskim zakresie. Owszem orientują się i w innych dziedzinach, ale coś takiego jak normalne życie pozostaje dla nich abstrakcją.
Wnosić to wszystko po sześciu ciągach schodów przekracza moje możliwości fizyczne, ale od czego jest winda. Tylko tyle, że mając klaustrofobię w windzie umieram. Czasami wsiadam, bo nie mam wyjścia, ale wychodzę półżywa. Inni ludzie nie mają wtedy wstępu, zabieraliby przecież powietrze, a nie ma go zbyt wiele no i zwiększaliby ciężar, i jeszcze mogłaby się ta winda urwać. Jeśli już nie można wejść po schodach, to wciskam najpierw guzik wybranego piętra stojąc wciąż bezpiecznie poza windą. Potem odwracam się do niej plecami i przymykam drzwi. Następnie jeden krok i stoję dokładnie po środku. Zastygam i staram się oddychać równomiernie aby nie zużywać zbyt dużo powietrza. Całe wieki trwa aż się drzwi zamkną za mną.

Papiery jednakże jeżdżą windą dość często, bo nie chce mi się ich wnosić. Układam je na podłodze, wciskam wybrane piętro i biegnę po schodach na górę. Tam wyciągam je. Moje stopy pozostają poza windą, a i staram się zbytnio nie pochylać, bo mogłaby ruszyć niespodziewanie i mnie przeciąć.


Oprócz mnie są jeszcze trzy panie. Sekretarka szefa, pani od poczty i czasopism oraz praktykantka. W całym Instytucie są trzy kibelki. Dwa w wysokim budynku, jeden na samej górze a drugi na ujemnym poziomie, trzeci jest u mnie, dla mnie. Rozmieszczono je idiotycznie. Na parterze są właściwie tylko sale dla studentów i tam jest też kibelek dla panów. Panie muszę schodzić po schodach albo zjeżdżać windą. Ten jest otwarty.
Za to ten na górze zamknięty o czym przekonałam się wczoraj będąc w wielkiej potrzebie.
Na spokojnie już i bez żadnej presji dowiedziałam się, że klucze do niego są dwa i mają je sekretarka oraz pani od gazet i poczty, a jest zamykany aby studenci a raczej studentki tam nie wchodziły, bo jest tylko dla pracowników. Dlaczego ja nie mam?
Moja toaleta zdaje się być twierdzą. Posiada trzy drzwi. Pierwsze z korytarza do korytarzyka, drugie z korytarzyka do pomieszczenia gdzie jest umywalka, trzecia prowadzą już do kibelka. Zważywszy na to, ze całość jest szeroka na około półtora metra i długa na pięć, zamykanie i otwieranie tych wszystkich drzwi jest nieco skomplikowane. Czuję się za to bardzo odosobniona.

Pracy w instytucie trzeba się uczyć, przede wszystkim tego, że pośpiech nie służy niczemu. Nam się płaci za godziny. Prawie jak w kancelariach adwokackich z amerykańskich filmów.




Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)
as | 2002.12.05 15:14:24

ale o co cho sorka ale strasznie duzo napisalas sie pogubilem odwiedz moj nlog jak chcesz z gory dziekowa