Wpis który komentujesz: | O nim, zgodnie z polityką nie wymieniania imion, piszę w nlogu 'mój mężczyzna'. Określenie oklepane, nawet trochę pretensjonalne - ale nie używam go bezmyślnie jako kalki. Oba słowa mają dla mnie głęboki sens. On jest dla mnie tym zakodowanym w podświadomoci archetypem Mężczyzny. To się tak dzieje, gdy pierwsza miłość i pierwszy seks są połączone i trwa to stosunkowo długo przed poznaniem kogo innego: wytwarza się niezwykle przyjemne uwarunkowanie. Sam jego zapach wprowadza mnie w stan atawistycznego poczucia bezpieczeństwa, ciepła i przyjemności - nastrój, do wywołania którego ktokolwiek inny musiałby dołożyć o wiele większych starań. Słowo 'mój' niesie dla mnie coś równie poważnego w tym kontekście. Od zawsze jestem przeczulona na zaborczość i wprowadzanie jakichkolwiek wątków 'posiadania' do wzajemnych relacji, z wyjątkiem gier. 'Mój', 'moja', nie jako słowo, ale jako właśnie to z jego znaczeń było dla mnie czymś w rodzaju tabu, wykroczeniem przeciwko wolności, którego należało się wystrzegać, przeciwko któremu należało zaprotestować. Nie było to związane z siłą uczuć. Mocne i obustronne, zatwierdzone jakąś formą związku, nie dawały jeszcze prawa do poczucia 'stanu posiadania'. A teraz nie razi mnie to, usankcjonowane świadomością, że nikt inny nie jest dla nas w stanie pełnić tej roli, jaką pełnimy dla siebie. Nie podjęłam się nawet próby tłumaczenia tego komuś, kto bezczelnie stwierdził, że będzie czekał na nasz rozwód. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |