Wpis który komentujesz: | "Autonomiczny melanż, ja takie chwile kocham. Autonomiczny melanż, a po koncercie nokaut". Cytat z Ani Sool dokładnie opisuje to, co działo się wczorajszego, piątkowego wieczora. Koncert, niestety, wypadł gorzej niż można by przypuszczać, nie wiem czy najczarniejsze wizje zakładały taką porażkę. Koligacja G.K. grała w IV LO jako absolwenci tej szkoły, uwaga - podczas dyskoteki szkolnej. To już nie nastraja optymistycznie i każe zachować sceptycyzm (Skori słusznie zapytał załamanego sytuacją Siwego: a czego się spodziewałeś?,0), ale bez przesady. Sala wyglądała jak były kościół (ktoś niezainteresowany występem mógł podziwiać wspaniałe witraże,0), do środka wdzierało się światło słoneczne, co tworzyło iście imprezową atmosferę, uczestnikami byli natomiast gimnazjaliści w liczbie może 20 osób, z których bawiło się 5-10. Początkowo ostro przygrywała techniawa, w końcu zaczął się koncert i kolejne nieprzyjemne zaskoczenie, mianowicie nagłośnienie. Czy sprzęt może zagadać gorzej niż na Skłocie? Oczywiście. Nie ma najmniejszych przeciwwskazań. Uwierzcie, nic nie było słychać. Escobar słusznie zauważył, że lepszym rozwiązaniem byłoby odłożyć mikrofony i nawijać bez nich. Jeden, wyobraźcie sobie, uroczo trzeszczał. Po prostu zdzieranie gardeł, podziwiam Majkela i Kecaja, że zagrali aż tyle kawałków (około 7,0). "Gram w to" był zdecydowanie najbardziej na miejscu, wyjątkowo trafny komentarz. Cóż rzec, big mistake. Najlepsze jest to, że decyzją szkoły wstęp na tą prze imprezę kosztował 3 zł. Waść, wstydu oszczędź. Ciekawiej się zrobiło, gdy, niestety opuszczeni przez Siwego, Kacpra i Kecaja trafiliśmy na Rynek. Przyjemna, wieczorna atmosfera, spora ekipa ludzi, zośka, browary, rozmowy. Pobliski sklep monopolowy okazał się być przydatnym. W dalszym etapie melanżowania przenieśliśmy się za kiosk parę metrów od Rynku, Majkel cały czas, z alkoholem w roli pomocnika, dzielnie leczył huśtawki nastrojów Ani Sool. Po jakimś czasie dołączyli do nas m.in. Oko, Siemian i Keczap. Wspierani przez kolejne butelki czerpaliśmy satysfakcję z wydarzeń, aż mundurowi nie zmusili nas do opuszczenia miejscówki. Wylądowaliśmy w parku, by następnie podjąć wędrówkę na Plac Piastów. Zostałem ja, Majkel, Keczap i Sool. Druga w nocy. Głód dał się nam we znaki. Wyczailiśmy całodobory bar, gdzie Keczap zaprezentował popis nieuprzejmego zachowania względem ekspedientki i vice wersa. Otóż za ledwo ustukaną kasę zamówiliśmy na pół hot-doga. Po paru minutach coś trafiło na ladę i Keczap, przekonany, że chodzi o nasze upragnione żarcie, zapytał, czy to hot dog (a leżała tam czyjaś zapiekanka,0). "Czy to wygląda jak hot-dog?" zapytała zirytowana babka. Odpowiedział na tyle niesympatycznie, że wywiązała się mała sprzeczka ( przypomina mi się w tym miejcu podobne zdarzenie z Pyskowic, gdzie wykłócał się z szefem klubu o Goliata, którego wniósł do środka. On, będąc pijanym, ma chyba talent do wszczynania słownych utarczek,0), w końcu pijany członek Eska opuścił lokal i chyba dobrze, jeszcze nie dostalibyśmy hot-doga i skazałby nas na umarcie z głodu. Udany melanż, sympatyczne chwile, warto będzie powspominać. Dzisiejszy dzień natomiast spędziłem razem z rodzicami w Sławięcicach, rodzinny grill i raczej umiarkowany entuzjazm z mojej strony. Babcia (gospodarz,0) ma specyficzny sposób konwersacji, przerywa innym dopiero zaczęte wypowiedzi, wtrąca dygresje czyniąc z nich nowe tematy, opowiada o ludziach zahaczając wyłącznie o złe strony ich życia (tym razem dominowały choroby,0), a pół-poważne uwagi bierze do siebie i się oburza. W pewnym momencie nie wytrzymałem i wpadłem na pewien ryzykowny pomysł - zacząłem wykładać o tym, co dobre, od łagnej pogody po wejście do Unii. Nie dało to wiele, każdy wątek został przerwany zaraz przy rozwinięciu a komentarze były dziwne i mało zachęcające do dalszych wywodów. Babcia pozostała babcią. Z jednej strony rozumiem, że mieszka sama, że widuje się z kimś raz na dwa tygodnie, czasem raz na tydzień i ma prawo się tak zachowywać, tzn. cały czas mówić. Z drugiej strony w sytuacji, kiedy rozmowa ma być przyjemnością dla obu stron, trudno mi zaakceptować pewne nawyki. Kiedyś nie zwracałem na to uwagi, babcia mówiła, ja siedziałem cicho, słuchałem, do niczego się nie wtrącałem. Teraz mam trochę więcej lat i inaczej, na pewno z większym zaangażowaniem, reaguję na to, co się wokół mnie mówi. Ciężko mi pozostać obojętnym. Podjąłem się podczas tego wyjazdu również prób dyskusji z Mamą, zawiodłem się. Ogólnie narzekam na wyjazdy z rodzicami, niestety ani śmiesznie, ani ciekawie, szkoda, szkoda. Wkrótce mamy spędzić razem 2 tygodnie. Doceniam, bardzo doceniam fakt wakacyjnego wyjazdu, tylko żeby udało się znaleźć wspólny język.
|
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
keb | 2003.05.25 20:21:26 Flint, spotkałem się z wprost przeciwnymi uwagami odnośnie mojej gadatliwości, sam jestem ciekaw, jak to jest. U babci byli też moi rodzice, którzy wcale nie siedzą cicho, ja nie mam absolutnie nic przeciwko słuchaniu dopóki się zgadzam, gdy natomiast chce coś powiedzieć, fajnie jest dojść do słowa, prawda? W ogóle to się babci dziwie, od 10 lat mieszka sama w wielkim domu, w którym wdodatku jest zimno. Od dłuższego czasu narzeka na zdrowie, ale nie chce się nigdzie, do nikogo, przeprowadzić... flint | 2003.05.25 14:24:59 Mona, szkoda, że pisać Ci się chciało, spadaj pograć w gumę. Keb hmmm, jesteś człowiekiem inteligentnym, ale dość oszczędnym w ilości wypowiadanych słów (A po sieci już w ogóle). Na miejscu twojej babci, też pewnie bym non stop nawijał, żeby atmosfera nie zrobiła się niezręczna. Yo Yo, "Nakręconych" jednak nie recenzujemy:) mona | 2003.05.24 23:49:22 sorry, ale nie chcialo misie czytac...kiedys indziej skomentuje :) |