Wpis który komentujesz: | Cudowny dzień (Cześć pierwsza czegoś co się rodzi w mojej głowie, co mogłoby ujrzeć światło dzienne...,0) Nowy dzień. Obudziłem się o 7:10 - i tu pierwszą rzeczą jaką powziąłem, to uzmysłowienie sobie, iż jak zwykle zaspałem o dwadziescia minut, a następną iż czas się podnieść się i udać do łazienki. Gdy tam dotarłem, obraz w lustrze dobitnie uzmysłowił mi, iż żaden cud w ciągu nocy się nie dokonał. To ja, ten sam "Pawulec", tradycyjnie, jak co rano nieogolony, potargany, z wyrazem na twarzy mówiącym "przepraszam że żyję". Nie spełniło się moje marzenie. Wciąż egzystowałem w tym samym zasranym mieście, a moje życie było wciąż... nudne. Po ogarnięciu się, postanowiłem dopełnić reszty codziennej rutyny. Wpierw wybrałem się po bułki. Jak zwykle, w jedynym w okolicy, jakże znienawidzonym przeze mnie sklepie, nie było kolejki do kasy. Utworzyła się ona gdy miałem koszyk wypchany potencjalnym śniadaniem. Gdy już podchodziłem do przeuroczej, ważącej dobrą tonę kasjerki, ta, jakby z wrodzonej wredoty, tuż przed moim przybyciem, uniosła swe gnuśne ciało, odwróciła je, po czym zaczęła robić coś, co możnaby nazwać przebieraniem. Przypominało to raczej wielorybi taniec, i definitywnie zniechęcało do jakiegokolwiek śniadania. Ten obły taniec trwał dobre 10 minut, gdyż kobita postanowiła zdjąć bluzkę spod fartucha, co z reguły jest chyba rzeczą niełatwą, a szczególnie z pomocą masy, jaką sobą reprezentowała. Zasapana, lżejsza o dwa litry potu, usiadła i spojrzała na mnie wzrokiem mówiącym przecudowne: "czego?". "Nic, kurwa," pomyślałem i zacząłem podawać jej rzeczy, co by mogła ich ceny nabić na kasę. Tak zaczęła się spieszyć, że aż rzeczy zaczęły latać jej w rękach. Gdy już wybiła wszystko, wzieła się za bułki. "Ile?", zapytała. Zaskoczony tym niebalnym pytaniem, odpowiedziałem: "trzy bułki". Mimo to musiała zajrzeć do i tak przezroczystej siatki i policzyć. W tym samym momencie wstała i z niemałych płuc ryknęła: "Zosia, przyjdź na chwilę do mnie!" "Zara" zabrzmiało z zaplecza. Ta, mimo iż zostały mi tylko te nieszczęscne bułki, po złości czekała na Zosię. "Przepraszam łaskawa Pani, czy mogłaby się pani pospieszyć?" zapytałem podnosząc lekko głos. Ta w odpowiedzi zmroziła mnie zwrokiem, chwilę się zawachała, wybiła pieczywo, i podała końcową kwotę do zapłacenia. Zrobiła to głosem, który nie skrywał wrogości. Wziąłem się za dłubanie w portfelu, a ta, patrząc mi w oczy wrzuciła bułki do koszyka. Powiedzmy że prawie jej się udało. A raczej nie udało, a nie udało wypierdolić wszystkich na ziemię. Jedna poleciała i zaczęła się turlać bo równie obleśnej jak kasjerka podłodze. W odpowiedzi rzuciłem jej moniakami, tak że spora cześć poleciała jej pod siedzenie. Ta z miejsca krzyknęła - "CO PAN!?", co zwróciło uwagę jej niemniejszych koleżanek, biegających akurat po sklepie. Na to ja podniosłem tą bułkę z ziemi, i wręczając, dosyć dyplomatycznie odpowiedziałem - "niech sobie pani tą bułkę w dupę włoży, choć widzę że może mieć pani problemy, ot co" Cała zakipiała. Nie wiedziała co odpowiedzieć, a ja nie dałem jej czasu do namysłu. Sobie też nie musiałem. Chyba na zawsze zrezygnowałem z porannych zakupów... |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
lazeg | 2003.05.28 21:51:36 lol:D flat | 2003.05.28 21:45:04 Heh... ale z drugiej strony jakoś za łatwo przychodzi mi wyobrażenie sobie, jak rzucasz bluzgami i bułkami... :D Lazeg | 2003.05.28 19:48:10 czemu myślisz że to bezpośrednio ja? ndw | 2003.05.28 16:26:13 oj ostro zagrales ostro, ale to wlasnie dobrze, gdyby kazdy tak robil..sprzedawczynie chodzily by jak zegarki i co sie z tym wiaze, byly by chudsze |