Wpis który komentujesz: | Cudowny dzień [3] Szedłem piękną ulica. Była ... taka czysta. Sporadycznie przejeżdżał nią jakiś samochód, tudzież ładni ludzie na rowerach. Od czasu do czasu pobrzmiewały echem głosy ich dzwonków rowerowych. W każdym ze sklepów widać było zadbane wystawy, pełne towarów, ustrojenia i kwiatów. Niebo było nieskazitelne, raziło błękitem. Powiewał lekki wiatr, ale było ciepło. Szedłem przed siebie. Wszyscy których mijałem, kłaniali się witając. Nic nie odpowiadałem, wszak w ogóle ich nie znałem. Wszyscy byli uśmiechnięci, a przede wszystkim zadbani. Dzieci z balonikami lub lizakami, cieszyły oko swą niewinnością i nieskazitelnością. Szedłem dalej. Mijałem kolejne sklepy, wszak nie mogłem nic odczytać co było pisane na ich witrynach. Mimo to dalej... Za rogiem jednej z ulic zobaczyłem park, wręcz ogród. Bez namysłu począłem podążać w jego strone. W miarę zbliżania jakby stawał się większy i większy. Pełen był fontann i ławek, cały ukwiecony i zamieszkały przez rozliczne gatunki zwierząt. Pełno też było w nim ludzi - starców, kobiet z dziećmi, także par... Wszyscy byli ... po prostu piękni. Zewsząd zaatakowała mnie istna symfonia przeróżnych dźwięków. To śpiew ptaków, to szum wody, to śpiewy dzieci, lub śmiechy starców. Poczułem pragnienie. Jakby smak soli w ustach. Skierowałem się ku najbliższej fontannie. Gdy stanąłem nad jej brzegiem, poczułem bryzę na twarzy. Lecz nie dała mi ochłody, wręcz przeciwnie - ogrzała mi skórę na policzkach. Cierpki smak w ustach przybrał na sile. Przyjrzałem się odbiciu na tafli jej wody. Zobaczyłem za sobą Ją. Z miejsca się odwróciłem... Boże jaka ona była piękna... Z razu podeszła do mnie. Uniosła rękę i położyła na moim policzku. Czułem się coraz gorzej, z moją twarzą było coś nie tak. Zaczęła gładzić ręką po niej, ale to ocieplała mi lico jeszcze bardziej niż bryza fotanny. Nagle zamachnęła się ... Widziałem przed sobą człowieka pod wąsem, który czule klepał mnie po pysku. Byłem w autokarze, ten zaś nie jechał, stał. Człowiek ten pomimo otwarcia przeze mnie oczu nadal czule mnie okładał klapsami raz po jednym policzku, raz po drugim. W końcu zebrałem się, i odepchnąłem go od siebie. On zaś odparł: "Panie, co Pan, tu sie nie śpi, tu sie jeździ!" Jeszcze oszołomiony, przetarłem usta. Na ręku został ślad krwi. Poczułem iż warga najwyraźniej mam spuchniętą, a szczęka odmawiała lekko posłuszeństwa. "So do kułwy nęłdzy..." z trudem wymamrotałem, lecz człowiek ten, najwyraźniej kierowca, przerwał mi oznajmiając "Panie, już centrum, wysiadaj pan bo lece w kurs powrotny..." No cóż, nie było co dyskutować. Zebrałem manele, i chwiejnym krokiem wydostałem się z autokaru. Usłyszałem zza pleców "Miłego dnia!", zaraz potem chichot i odgłos zamykających się za mną drzwi. Miłego dnia, jasne kułwa mać... [cdn..] |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
ndw | 2003.05.30 18:26:23 umiecie tez rozmawiac po polsku?;] lazeg | 2003.05.30 00:08:22 fuckit pro :D flat | 2003.05.29 23:46:54 "A mowili mi przyjaciele... nie mieszaj gołąbków z dżemem..." itd. itp. "Żołądek to nie San Francisco" :D lazeg | 2003.05.29 23:43:53 of kors. mixing realiti łiw fikszyn iz maj fejwryt gejm, mon ... :D flat | 2003.05.29 23:39:15 tia... browarek, słoneczko... this things will do that ;) |