Wpis który komentujesz: | I co się działo dalej tego cudownego dnia pewnie zapytacie? Podąrzyłem na zaplecze. Szef chyba chciał za mną się udać, jednak przeszkodził mu w tym następny klient. A raczej klientka. Tak. Znowu ona... Wszystko ma swój zamysł. Każda cześć, każdy pierwiastek tego świata, życia. Wszystko jest ułożone, a jednak opakowane w nieprzewidywalność. I groteskowość. A może to zwykłe odtlenienie mózgu wynikłe z palenia, w połączeniu z brakiem snu i nadmiarem kofeiny, tudzież tauryny, dodaje onirycznośći zwykłemu, z pozoru zwykłemu dniu? Gdy wychyliłem się ze swej kanciapy, musiałem wpierw zgasić ten wytrzeszcz, potem uderzyć się w policzek. To nie mogła być ona... Nie... A jednak - świetlista uroda, blond włosy, mleczna skóra, nieziemska kibić... Oparłem się o framugę, jakby rażony. I stałem tak, najwyraźniej kilka dobrych minut, z ręką na policzku, wzrokiem zaś spuszczonym, próbując zrozumieć cokolwiek z tego... Ocknąłem się, gdy szef po raz kolejny wypowiedział me imię. Zrozumiałem wtedy, że chodziło chyba o jedno z wspomnianych wcześniej wyjść do klienta. Nigdy nie byłem nadmiernie komunikatywny. Ale, jednak, kilka przepracowanych lat nauczyło mnie nawiązywania chocby namiastki rozmowy. A przynajmniej próbowania. Przy niej zaś kompletnie oniemiałem. Gdy zrozumiałem, że mam dokądś udać się z nią, przysłowiowo "zmiękła mi rura". To tak jak marzenie o spotkaniu swego życiowego idola. Wyczekiwanie, wyobrażenia... a gdy w końcu do tego dochodzi, gdy trzeba coś powiedzieć - albo dostaje się pustki w głowie, albo robi z siebie totalnego kretyna, albo, co najgorsze - stwierdza i oświadcza się nagle - "muszę do kibla..." Ja? Serwis u niej? Komputer? Coś się stało? Pytania te przebiegały jak szalone, a wszystkim towarzyszyło niedowierzanie; za grosz wiary. Pomimo to poszedłem za nią. Na chybił trafił szybko przytakiwałem, tudzież kiwałem na boki głową, gdy coś do mnie mówiła. Szedłem za nią jak cień. Nie wiedziałem nawet dokąd mnie prowadziła. Cały czas analizowałem - prawda czy nie; czy ona fizycznie jest, tu przede mną, prowadzi mnie do siebie, czy wraz jest to omam. Weszliśmy w jakąś klatkę. Odbiłem się od ściany - zabolało mnie - a jednak, to jawa, choć... chwila mgły, i wszystko znów tak jak wcześniej. Szedłem. Staneliśmy w małym mieszkanku. Całe było w jasnych pastelowych kolorach. Kolory niebieski i żółty gościły na ścianach. Białe meble, sufity... Tak jakoś tu sterylnie, czysto... "Proszę tędy, w tym pokoju znajduje się komputer, siostry, ona wyjechała... ale zostawiła kartkę co i jak... ja się w ogóle nie znam" Wyrwała mnie z konsternacji. Paweł - zbierz szybko myśli, nie rób z siebie kretyna... podszedłem do komputera. Włączyłem. Zacząłem coś stukać. Ona wyszła na chwilę do kuchni, ale zaraz wróciła. Stanęła za mną. Ja wtenczas znów straciłem koncentrację, nie wiedziałem zupełnie co robię. Znów te pytania - "Boże, czy to ona? Naprawdę? A co jeśli tak.. tracę tylko szansę? Swą życiową szansę... Nie, ona nie jest naprawdę, nie może być..." I wtedy wstałem, i szybko odwróciłem się do niej. Staliśmy teraz twarzą w twarz. Ona jakby stremowana, a na pewno zdziwiona takim zachowaniem. Ja zaś jedno w głowie - "Czy ona jest prawdziwa, czy też nie... muszę się dowiedzieć, w końcu się dowiedzieć..." Wyciągnałem badawczo rękę - "dotknę jej, przekonam się" - nie wiem skąd wzięło mi się to przeświadczenie. I dotknałem ją - a raczej jej ... prawą pierś. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
brown_eyes | 2003.06.14 00:10:10 :) lazeg | 2003.06.13 13:43:41 ciąg dalszy niebawem nastąpi ;] m | 2003.06.13 11:20:58 no i jest prawdziwa czy tez nie?;) niten | 2003.06.13 07:30:30 .......... w taki momencie urwac ... no ........ :-) ph | 2003.06.13 02:06:10 a teraz korzystając z praw przysługłujących Tobie jako autorowi, pozwolisz sobie na tygodniowy urlop od pisania... ale prosze pana, co bylo dalej? co co co? :D Lemur | 2003.06.13 01:10:08 SYNTAX ERROR..... PLASK !!!!!!!!! |