Wpis który komentujesz: | dodatkiem (jednym z wielu...,0) do tego samego problemu, nazwijmy Go... po prostu On, jest także to, że oprócz życia z plagiatem żyję również z mniejszym bądź większym kłamstwem, kłamstewkiem, oszukaństwem, przeinaczeniem, niedopowiedzeniem... ogólnie rzecz biorąc: wszelkich rodzajów przekształceniem i naciągnięciem rzeczywistości. wszystkie powyższe albo już się nauczyłam, albo jestem na dobrej drodze, albo (to dotyczy tych z jeszcze nie poznanych gatunków,0) bardzo powoli ROZPOZNAJĘ ale z reguły jest tak, jak w takiej jednej piosence: I can tell His lies easily... proszę tylko nie mówić mi, że jestem głupia, naiwna, łatwowierna, etc... nie nie nie! to nie tak! ja to już wiem! możeby tak ktoś w końcu powiedział mi coś nowego...? ale istota problemu polega na tym, że On, pomimo jakiejśtam dozy zaufania, które do mnie ma, wciąż dokonuje koloryzacji rzeczywistości. rozumiem: szarość owej rzeczywistości + obupólna zgoda na takie praktyki koloryzacyjne, ale ja tu jeszcze nic nie podpisywałam! JESZCZE nie podpisywałam, bo mam najszczerszy zamiar (i w dodatku niezależnie od wszystkiego uczynię ten zamiar rzeczywistością!,0) podpisać pewien mały, acz istoty dokument, stanowiący mnie Jego pełnoprawną i nieodwołalną w świetle czegośtam ŻONĄ. termin ŻONA obejmuje funkcje: - dobrej matki - współsprzątaczki (sam zaproponował podział bowiązków!!!,0) i współkucharki - wiernej żony jako takiej (nie jako-takiej, proszę nie mylić,0) - namiętnej kochanki - oddanej przyjaciółki... i przy tym ostatnim punkcie moje nieszczęsne koło się zamyka. bo ja od przyjaciela oczekuję zupełnej szczerości. myślicie, że w Jego wieku można jeszcze bez używania niemiłych środków perswazji wpoić pewne zasady? (podpowiedź do pytania: już dziesięć lat temu przekroczył próg "dojrzałości",0) end |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |