Wpis który komentujesz: | Przypomniala mi sie pewna sytuacja... Szedlem sam kolo tych ulubionych lawek z rozami, byl poczatek lata albo koniec wiosny. Dosc cieply wieczor. Szedlem nie wiadomo dokad, pewnie wracalem. Przysiadlem na lawce. Jakies 50 metrow dalej, na chodniku, kolo innej lawki, lezal mezczyzna, na oko 40 lat; obok biegal spuszczony ze smyczy pies, skomlal. Podchodze do faceta, szturcham w ramie - "Stalo sie cos? Zle sie pan czuje?". Co za reakcja - ciche mrukniecie i kaskada wymiocion pod siebie. "Pijany..." Chcialem juz sobie pojsc, ale podeszla do mnie jakas kobieta, okolo 70 lat, z gatunku tych, co wiekszosc czasu spedzaja w oknie na wnikliwej obserwacji zycia osiedlowego. "Wie pan, temu to niedawno zona zmarla, tacy zakochani byli. I on to taki porzadny byl. A teraz lezy zapijaczony. I tylko psa meczy." Chwila milczenia. "A wiec tu chodzi tylko o psa?" Pani troche sie zmieszala. "Nie, nie, przepraszam, zle sie wyrazilam." Znowu chcialem odejsc, podjezdza policja - pewnie dzieki zyczliwym sasiadom. "Wie pan co tu sie stalo?" "Nie wiem, tylko zauwazylem ze ten pan jest pijany." Policjanci probuja ocucic, pozniej klada koc na siedzenie w radiowozie i pakuja pijanego do srodka. Po raz trzeci zabieram sie do odejscia. "Do widzenia pani." "Do widzenia, to milo ze ktos sie potrafi zainteresowac." Odwrocilem sie na piecie i, na wpol zdenerwowany, na wpol rozgoryczony, poszedlem przed siebie. A na lawkach z rozami siadam juz bardzo rzadko. Nie moglbym mowic, ze lubie miejsce, w ktorym upadl czlowiek. Jakby mi umarla zona... zapuscilbym brode. (?,0) Niedobrze mi. Buck 65 - Roses And Blue Jays |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |