Wpis który komentujesz: | Jose Rodriguez Montoya drżąc stał na wietrze plaży. Drobiny uderzały w ciało drapieżnym przymusem. Przymusem wiatru na plaży w Kadyksie. To już jesień, właściwie zima. Jeszcze wczesna, poranna właściwie. Ale zima. Jose wyprostował się świadomie. Naciskał na wiatr. On zmuszony wyprostowaniem Jose, ten wiatr skręcał i w lewo, i w prawo. Można powiedzieć, że nawet opływał Jose jesiennie. Późnojesiennie. Porannie i drobinowo. Zimowo. Jose Rodriguez Montoya po dniach lekkiego siebie niezauważenia w piachu, bo przecież spał tyle dni, po dniach niezauważenia siebie w piachu, wstał. Lekko wstał. Bez wysiłku wstał. Po co się wysilać przy wstawaniu. Leżeć. Łatwiej leżeć. Jeśli wstawanie kosztuje więcej niż leżenie... Tak myśłał, gdy wstawał. Wstał. I stał. Drobiny wiatru atakiem ocierały pory roku. Tak właśnie jest na plaży w Kadyksie. Na zmianę jest. Jose, jeszcze lekko nieprzytomny, Jose jeszcze lekko zdezorientowany, jeszcze lekko nie tu, Jose zobaczył dziurę w nogawce spodni. Dziura nad kolanem. Niewielka dziura. Taka normalna - z zahaczenia o gwoźdź. O gwóźdź albo o siatkę boiska szkoły podstawowej, która jest wcale niedaleko. Jose dziurę palcami rozszerzył. Najpierw jakością dziury, najpierw mocą dziury. Potem klasycznie - dookoła uda. Nogawka odpadła. Drugą oderwał świadomie, bez dziury. Palcami. Spojrzał w dół. - Stoję na nogach - szepnął zachwycony, bo spojrzał w dól. A po chwili ciszy, po chwili fascynacji, po chwili zachwytu dodał już świadomie: - Przecież ja stoję gołymi nogami. . |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
setia | 2003.12.03 16:04:07 nagimi stopami odczuwajac efektywne wrazenie twardosci pod nogami |