M. powiedzial, ze jestem bardziej otwarta niz pol roku temu. I ze w ogole sie zmienilam. Na lepsze. Troche dziwnie sie poczulam, jak mi to powiedzial, bo z tego, co mowil pol roku wczesniej wynikaloby, ze juz lepsza nie moge byc. Ale nie wnikam w to, ciesze sie, ze moge z nim rozmawiac. I powiedzial jeszcze, ze z moim podejsciem do chlopakow jestem wspaniala =,0)
Boje sie cholernie o mojego psa, nie wiem co z nim. Dziwnie sie zachowuje, wczoraj byl taki jakis osowialy. Tylko zeby mu nic nie bylo... Jestem przewrazliwiona na jego punkcie i nic na to nie poradze. No ale musi byc dobrze :,0)
Wydaje mi sie, ze ostatnio naprawde sie troche zmienilam. I teraz mam troche inne spojrzenie na pare spraw. Nie wiem jak dokladnie to powiedziec. Po prostu zaczynam sie cieszyc z tego, co mam. Nie bede marudzic, narzekac na rodzicow, przyjaciol, znajomych, pogode, szybkosc lacza (...,0) etc. Tak, jak Wy w swoich blogach. Moze dla Was to sa naprawde powazne problemy, ale moim zdaniem strasznie wyolbrzymiacie. Ja tez kiedys robilam tragedie z jakiejs blahostki, co chwila jakis dol, ale to nie ma sensu. Jestem mloda i powinnam sie raczej cieszyc zyciem, a nie martwic z powodu kazdej pierdoly. A poza tym troche mi sie przykro wczoraj zrobilo, jak przeczytalam ten wpis. Wspolczuje. Ale bardziej to jestem zla, bo jak mozna tak bez serca podchodzic do czyjejs smierci?! Wczoraj zmarl moj dziadek (...,0) troche zburzylo to moj plan zajec jeszcze przed wyjazdem do Taize. Dobra, rozumiem, ze wyjazd jest wazny, bo z ukochana osoba, ale dziadek, jaki by nie byl, powinien byc darzony odpowiednim szacunkiem. I nie wiem, jak mozna tak po prostu przyjac do wiadomosci smierc kogokolwiek z rodziny. I jak czyjas smierc moze zaklocic plan zajec? Gdyby ktos z mojej rodziny zmarl, to przez jakis czas nie bylabym w stanie normalnie funkcjonowac. Naprawde. Zostalam tak wychowana, rodzina jest dla mnie bardzo wazna. Chociaz moze zle odebralam to, co tutaj Zbirkos napisal. No ale napisalam, co chcialam i finito.