Wpis który komentujesz: | Wtorek, cd. A teraz wkraczam w faze zastanawiania sie nad tym, co ze mna jest nie tak. Wiecie, takie rozwazania typu co by bylo gdyby ten pociag mi nie uciekl i nie musialabym teraz siedziec na peronie i rozmyslac o tym, co zrobic. No bo tak. Od poczatku brak mi bylo zapalu i wlasciwej motywacji w zyciu. Ciagle mi cos nie pasowalo i ciagle cos sie nudzilo. Gdybym - zgodnie z marzeniami mojej matki - poszla na prawo albo medycyne (wiadomo, solidny zawod zawsze i wszedzie, tia... bo ludzie beda chorowac i beda sie wodzic za lby, niezaleznie od ustroju i zaawansowania cywilizacyjnego,0), to juz po 6-7 latach ciezkiego zakuwania moglabym liczyc na posade stazysty z minimalna placa i szerokimi mozliwosciami dupolistwa, otwierajacymi droge do szeroko pojetej kariery. Na szczescie nigdy mnie to az tak nie pociagalo. Co potem. No moglam, jak juz uczepilam sie tych studiow filozoficznych, zostac na uniwerku. Ba, nawet w przelotach moj cud-miod-srud promotor mi to proponowal. Niestety, zbyt czesto zmienial zdanie i w koncu wkurwiona taka postawa, jako i jego uwagami w stylu "no potrzebna mi mila dziewczyna na katedrze, bo ktos kawe musi robic" - wybralam zycie z owczesnym facetem w Warszawie. Na poczatku bylo bidnie, bo ja konczylam magisterke, mieszkalismy z tesciami (jeden pokoj na stryszku w blizniaku, wspolna lazienka i kuchnia, tesciowa zaawansowana schizofrenia,0) a jemu nie chcialo sie pracowac. Potem ja znalazlam gownianie platna robote, jemu nadal sie nie chcialo pracowac i wszystko sie jeblo. Trzy lata to zajelo. Przyszedl okres tulaczki, podczas ktorego robilam najrozniejsze dziwne rzeczy (np. dojezdzalam codziennie z Lodzi do Wawy do pracy i spowrotem..,0) i zyc mi sie odechciewalo coraz bardziej, az wreszcie przyszedl ten dzien: spotkalam mojego przyszlego mauzonka. Zapanowala sielanka, jako ze zakochalismy sie w sobie a mnie palmunia odjebala i stwierdzilam ze co tam, se wyemigruje do USA. Niewazne, ze nie gadalam po angielsku i ze nie mialam pojecia, co tam bede robic jak juz przybede. No. Przybylam, zobaczylam, zaplakalam i tylko wsparciu moralnemu przyjaciol z Polski poprzez Internet zawdzieczam to, ze od razu nie wypierdolilam spowrotem do kraju. Pierwszy rok byl zajebiscie ciezki, naprawde. Jakos go przezylam, znalazlam prace jako tester i znow sie zaczelo. Zamiast myslec o wlasnej karierze, robic studia - np. MBA albo Computer Science (tutaj sa takie na topie,0), to ja sie opierdalalam i "szukalam z dupa smaku" jak to mawiala moja rodzicielka. Jak widac, nie znalazlam, malzenstwo sie rozjebalo a ja nadal w punkcie wyjscia jestem. Wesolo kurwa jest, nie? |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
Sarah | 2004.05.13 01:39:56 dzieki. Kain | 2004.05.12 20:03:10 Kawal zycia udalo Ci sie zmiescic w kilku akapitach. Nie powiem, niechetnie bym sie z Toba zamienial na "sytuacje" zyciowa. Najpierw Ci chcialem napisac zebys dala spokoj mysleniom "co mozna bylo kiedys poprawic" ale z 2 strony to niezla nauczka. Z kolejnym mezem postaraj sie zadbac o wlasna mozliwosc zdobywania szmalu. Ale bardzo uwaznie sie przygladam Tobie jak zaczynasz na nowo, oby nowe = lepsze, ZYCZE CI TEGO. |