Wpis który komentujesz: | III woja światowa Miejsce akcji: aula instytutu polinistyki. Czas: 24 maja 2004 godzina 15:00 Okoliczności: wybieranie promotorów i tematów prac magisterskich. W końcu mogłam zobaczyć ile osób zostało u mnie na roku z tych 120, z którymi zaczynałam. Wykładowcy mogą być z siebie dumni. Zostało nas około 45, z czego co najmniej połowa na warunku, lub awansem. Tematy prac podano nam wcześniej i jak się można było spodziewać wzięcie miało tylko kilka prac. Aby profesorowie mieli większą frajdę, przydzielanie tematów polega na rzuceniu listy na stół w auli, dziekan mówi „do startu, gotowi, START!!” i wszyscy rzucają się, bo obowiązuje zasada kto pierwszy ten lepszy. Trzy osoby podczas próby wydostania się z ławek znalazły się na posadzce i prawie je stratowano, jedna lista została rozerwana na dwie części, gdy dwie panny chciały wpisać się jednocześnie, a pan profesor całkiem przypadkowo dostał z łokcie między żebra, bo stał za blisko. O siniakach, guzach i zadrapaniach nie wspominam. Ale w użyciu były pięści, łokcie, szpony, no i oczywiście języki. Takich wiązanek uczelnia od lat chyba nie słyszała. Przypominało mi to cosemestralne układanie planu zajęć. Jako że miejsce zajełam do startu wprost idealne dostałam ten temat, o który walczyłam. Wprawdzie kompletnie go nie rozumiem, ale chociaż promotora mam fajnego. Cała uczelnia się go boi. A ja jestem jedyną osobą na roku, którą lubi i zawsze ze mną żartuje. Już teraz więc wiem, że następne dwa lata, które poświęcę na pisanie pracy, spędzę dobrze się bawiąc. Ponieważ czeka mnie dziś niepowtarzalna noc, męcząca, owocna w dalekoidące konsekwencje i pełna napięcia, notka niniejsza właśnie się kończy. Ps. Dla osób ze zbyt wybujałą wyobraźnią: Będę dziś pisała w nocy dwa referaty :P |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |