cess
komentarze
Wpis który komentujesz:

Od soboty, od godziny 10:30 formalnie mam wakacje od nauki. Wielka ulga i olbrzymia czesc stresow zostala wiec zdjeta z moich barkow. Systematycznie od poczatku czerwca odkladalam sobie kolejne ksiazki na polke "do przeczytania". NIestety jestem chora na czytanie. Od dziecka. Kiedy jadlam sniadanie nie wypadalo zaglebiac sie w ksiazke, czy gazete, wiec dyskretnie studiowalam rozne ingredjensy i zawartosci oraz nutriszjony na wszelkich opakowaniach srodkow spozywczych. Od keczupu przez powidla po chleb tostowy pszennyn "trzy ziarna". Kiedy jade sama metrem dostaje czesto tak zwanej cholery, kiedy czegos nie czytam. Przez pierwsze dwa tygodnie sesji zadowalalam sie darmowymi gazetami, z ktorych mozna bylo przeczytac przecietnie 30%zawartosci. W kazdej z nich mam swoje ulubione rubryki. Od zartow z e-maila, poprzez polityke, a na forumowych sprzeczkach konczac. W pewnym momencie jednak nie wytrzymalam i w przeciagu ostatnniego 1,5 tygodnia przeczytalam 3 ksiazki. Poczynajac od nadrabiania zaleglosci w Pratchettach- jakas cholera pozyczyla kiedys od Lubego "Straz! Straz!" oraz "Ruchome obrazki" i nie oddala, w zwiazku z tym pierwszym caly cykl o strazy nocnej Ankh Morpork czekal sobie spokojnie. Juz nie czeka:) Naboznie odkladana, najnowsza, khm, druga , ksiazka Zadie Smith, czyli "Lowca Autografow" juz zostala przemielona we wlasne refleksje czytelnika, czyli mnie.
Nie wiem skad bierze sie moja slabosc do brytyjskich pisarzy, ale przeradza sie powoli w patologie. zaczynam myslec kategoriami 3.reszta swiata 2.calkiem niezle ksiazki 1. literatura brytyjska. Kazdy z poszczegolnych autorow ma u mnie odrebna szuflade wspomnien.
Szekspir- matura z polskiego, dwa lata fakultetow z doskonalym polonista, dzieki ktoremu posiadlam pewne elementarne podstawy w zakresie publicystyki i ogolnie dziennikarstwa. Czlowiek, ktory dawal nam wolna reke w wyrazaniu wlasnego zdania i pierwszych probach kreowania indywidualnego stylu.
William Blake- pierwszy wiersz, ktory nauczylam sie recytowac po angielsku... I went to the garden of love/ and saw what I never have seen...(...)with "THOU SHOULD NOT" write over the door" tyle do dzisiaj pamiętam
Douglas Adams- pierwsza czesc "Autostopem przez galaktyke" wygralam w konkursie filmowym RMF FM. Pamietam jak pani zmartwionym glosem powiedziala mi "niestety nie mamy juz gadzetow, zostala nam tylko ksiazka". ta "tylko ksiazka" okazala sie byc na tyle rewelacyjna, ze potem przez kolejne 3 lata z uporem maniaka polowalam po roznych ksiegarniach na kolejne czesci, czesto trafiajac na nie w baaardzo niechronologicznej kolejnosci.
Tolkien- do 4 klasy liceum potezny odlam literatury jakim jest fantasy traktowalam z pewnym przymrozeniem oka. Co prawda probowalam przebrnac przez Sapkowskiego sage o Wiedzminie, niestety ugrzezlam tuz po 1-szym tomie (za co przepraszam serdecznie fanatycznych wyznawcow talentu mistrza). Kiedy Luby oznajmil, ze nie pojdziemy do kina, dopoki nie przeczytam trylogii pierscienia, a MUSIMY isc na premiere, pokiwalam glowa ze zrozumieniem i zabralam sie potulnie za czytanie- nie moze byc nic gorszego do czytania od "Medalionow" i ulotki czopkow na podraznione jelita.Switalo mi w pamieci, ze Tolkien stworzyl calkiem opasle tomiska, wiec przezornie zaczelam czytac juz we wrzesniu. Czesc pierwsza meczylam miesiac, druga przeczytalam w tydzien, a trzecia wchlonelam podczas 5-cio godzinnej podrozy z Wroclawia do Warszawy. Od tego czasu fantasy to nie sa krasnoludki i inne pierdoly. Choc nadal uwazam, ze autorzy okladek wyrzadzili autorom ksiazek najogromniejsza krzywde z mozliwych, a zaraz po nich sa zli tlumacze.
Sue Townsend- kolejna autorka, do ktorej zachecil mnie najlubszy. Powiedzial "to jest moja ukochana ksiazka z dziecinstwa" i rzucil mnie na kolana zdekompletowane dzielo , co sie zwalo "Sekretny dziennik Adriana Mole`a lat 13 i 3/4". Coz, przeczytalam go w oryginale (podczas cudownych wakacji w Hiszpanii- pierwszy nasz wspolny wypoczynek z Lubym), a potem przyszly kolejne pamietniki frustrujacego a zarazem zabawnego angola.
Pratchett- Luby powiedzial- "Lubisz Adamsa, a nie znasz Pratchett`a?" teraz juz znam. Jest mistrzem satyry i groteski, uwielbiam tropic jego mniej lub bardziej dyskretne aluzje do wszystkiego, czytam go wszedzie, zawsze, cyklicznie, szybko, a zarazem delektujac sie stylem.
Neil Gaiman- anglo-amerykanin w sumie, bo zdaje sie, ze teraz mieszka za wielka woda. Poczawszy od "Dobrego Omenu" przez ukochanych przeze mnie "Amerykanskich bogow" (upodobalam sobie chyba satyry na wiare, w koncu jesli chodzi o Pratchetta, choc trudno jest mi cokolwiek faworyzowac, wybieram "Pomniejsze bostwa"), bardzo londynskie "Nigdziebadz", i milion innych, az po "Koraline", ktorej jednak nie bede czytac dziecku do snu- mistrz
Zadie Smith- "Biale zeby" wysepilam od Znaku do recenzji w Bleku, nie zawiodlam sie. Po przeczytaniu niektorkiego zreszta dziela, czulam potezny niedosyt i zachwyt nad stylem. Mam pewne podejrzenia , ze Smith jest albo studentka , albo milosniczka filozofii, w debiucie przewijaly sie raczej nazwiska, w "Lowcy..." jest wiecej metafizyki.
Ok, na dzisiaj moze wystarczy o brytyjczykach, mam oczywiscie jeszcze kilku w zanadrzu, ale ci sa najwazniejsi



*lustrzane odbicie 2000-2004

Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)