Wpis który komentujesz: | Wtorek Fajnie jest. Sloneczko swieci, wreszcie sie wyspalam, zyc nie umierac. Kloce sie z szefem mailowo o nalezna mi kase. Chce zebym podpisywala jakies lojalki i niewiadomo co jeszcze. Tak, juz lece i podpisuje. Z. mi wczoraj wyprorokowala, ze gowno od niego dostane. Psychicznie to ja juz od dawna jestem na to przygotowana... O, odpisal wlasnie - zebym zadzwonila i sie dogadamy. Niedoczekanie. Po pierwsze, nie mam jak zarejestrowac rozmowy (a mail to konkretny dowod jednak), a po drugie, nie chce niczego nieprzemyslanego palnac zeby potem zalowac. I. dopiero dzis doszedl do siebie po niedzielnym lunchu zaserwowanym nam przez Wspolpracowniczke. Ona tak w ogole to jest Sikhem (z wiary) a poza tym wegetarianka. No ale nic. Zarcie bylo dobre - ryz z fasola z bardzo pikantnym sosem (tony curry, szafranu i bog wie czego jeszcze) i jogurtem. Fakt, pierdzi sie po tym koncertowo - no ale kto by sie przejmowal? Popierdzialam sobie pol nocy, potem walnelam kupe i w poniedzialek rano jestem juz zwarta i gotowa do zycia. I. biedny pol nocy nie przespal, biegal do kibelka - takoz i przez caly poniedzialek. Ba, nawet z pracy wyszedl wczesniej. No ale tak to jest, jak czlowiek przetrzymuje deadly farts zbyt dlugo ;) PS: narazie czuje sie znakomicie i mam wszystko w dupie. Ciekawe, kiedy mi przejdzie... |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |