esperanto
komentarze
Wpis który komentujesz:

- Marcinku, Ty uważaj, bo w końcu uwierzysz że jesteś Marcelem Proustem, i zupełnie już odlecisz - powiedziała Mama.
Cholera, znowu żarty z mojej marzycielskiej natury.
Ludzie, po prostu tacy się rodzą nic na to nie poradzę.
Od małego byłem ciut inny niż reszta rodziny.
Leżąc już pod parasolem troskliwych rąk przybrudzonych rysikiem ołówka kreślarskiego, smaru, oraz czarnoziemu, wiedziałem że coś tu nie tak.
Coś jak gruszka na genealogicznej jabłonce.
Moje wielkie jak u ryby oczy, pragnące jakby zmieścić w sobie ogrom dostrzegalnych zajawisk,
W pieleszach babcinego domu, zawsze kręcili na mnie głową. Kiedy tak spacerowałem, po zużlowej drodze przesłoniętej sznurem jabłoni, wiecznie szukając na niebie samolotów.
Ze smutkiem patrzyli gdy ich najstarszy dziedzic, miast przyzwyczajać rękę do śrubokręta czy młotka, trzyma w niej długopis bądź też umoczony w farbie akwarelowej pędzelek.
Kradł poświęcone matematycznym obliczeniom zeszyty, by tworzyć pierwsze połamane litery, odbierał dziadkowi cenną dyktę ze stodoły, malując na niej surrealistyczne bohomazy.
Był jakiś inny, przysparzając im drapania po głowie, bo
jak on biedny, w twardym świecie rolnika i rzemieślnika się odnajdzie - a odnaleźć się musi!
Mijały lata, przecinane tępym nożem mrozu, zapachem koszonego siana, czy też palonych jesienią liści a ja wciąż nie chciałem się wyleczyć.
Na komunię dostałem, od wujka Inżyniera, opasłą encyklopedię techniki - i zamiast majsterkować i zacząłem wąchać pachnące kredowym papierem strony, i przeglądać barwne ilustracje.
Lipcowe dni, pachnące babcinymi pierożkami z letniej kuchni, kawą zbożową z wielkiego garnka, oraz przykrytym warstwą kurzu skansenem na strychu.
Do tego, modlitwy o pomyślną ceremonię dorocznych żniw, gdzie ten (niedokończone)........


Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)