Wpis który komentujesz: | * * * Zabić... Słowo puste w krwistym grdyki brzmieniu Jak przełknięcie osy, co lotem swym drażni, Słodycz irytacją przyprawia namolnie Oczy gasną szybko, ciągle patrząc na mnie Lecz już... jakby milej, chyba bez bojaźni Siła palców znika w dłoni przepleceniu Zadźgać... Gdy nienawiść w żyłach krew gotuje, Krzyk zaklina w strachu, iskry bólu w oczach W senność, jak lekarstwo, każe mi zapadać Gniewność na zmęczenie - dosłownie przekłada Ciąg sekund w stopklatkach, negacji, przezroczach Wbrew woli i winie - bezdusznie wstrzymuje Zdławić... Odejść we śnie, liścik zostawiwszy Gdzie serce tłumaczyć - i w trzeciej osobie Cynicznie zarzucać, obłudnie przestrzegać Tak, jakby nie było serca, duszy, wierszy... Jakby sen nasz wcześniej nie osiągał nieba Przeczyć sercu, przemyślnie winę dając Tobie By rachunek sumienia może dostać niższy... Zniknąć... Wciąż szklanymi ścianami wiedziony W dziwność znów umykam, w codzienność i drżenie Swojej duszy krnąbrnej ciągle nieświadomy Kiedy myśli chłonie - zdając sobie sprawę Po wszystkim, choć późno już na ukorzenie I trza oddać sen swój, w pół znów niewyśniony... Także Ty nie wstrzymasz czasu mego w biegu Odejdź, nie stój ze mną w gasnącym szeregu... 31 sierpnia 2004 |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |