Wpis który komentujesz: | Chciałem wczoraj zrobić tutaj update, ale byłem zbytnio wykończony po robocie (urlop mi się już skończył i znowu naprawiam motocykle)... Dzisiaj miałem super dzień, bo oprócz strasznej harówki w postaci szlifowania diaksem elementów zawieszenia i wydechów oraz nurzania się w smarach, zostałem wysłany służbowym motocyklem do Janek po części. A nie jest to byle bzyk - to jest Honda CBR 600, czyli ścigacz. Na trasie nie wariowałem, ale 110, 120 wyciągałem. Jednak najlepsze są przyspieszenia - 3,5 do setki. Żaden samochód nie jest w stanie dogonić (najwyżej inny 2-kołowy ścigacz). Teraz już normalnie, czyli 6 dni w tygodniu od 10 do 18 w robocie. Jest spoko, a i własnym motorkiem mogę pojeździć - mam Hondę Lead GP (to tylko skuter, ale grzeje po maksie)... Teraz pora na kolejny odcinek mojej powieści: Odcinek czwarty Podeszliśmy do dziury po niegdyś będącym w tym miejscu oknie. Ujrzeliśmy pędzące w naszą stronę ciemne zwały chmur, które zdążyły już zasłonić słońce. Jak na komendę zerwał się też silny wiatr. Raz po raz błyskało się i dochodziły do nas coraz to głośniejsze grzmoty. Wtem poczuliśmy na sobie grube krople deszczu i zorientowaliśmy się, że nie ma tu dachu. Nie zwlekając ani chwili chwyciliśmy gitary, resztę alkoholu i pospiesznie zeszliśmy na parter. Tam było sucho, ale za to przeraźliwie wiało. - Ludzie, chodźcie do podziemi! - zawołałem. - Gordul, masz świece? - spytała mnie Kaśka. Pogrzebałem chwilę w kieszeniach oraz kostce i oznajmiłem: - Niestety nie. Na szczęście Ramirez miał w swoim plecaku trzy dość duże kawałki. Kuląc się z zimna zeszliśmy po stromych i wąskich schodkach do niezbyt dużego podziemia. Zewsząd dało się wyczuć woń stęchlizny. No i jeszcze ta ciemność. Nic nie było widać. Gdzieś koło siebie usłyszałem grzechot i trzask zapalanej zapałki. W nikłym płomyku ujrzałem Ramireza zapalającego świece. Wtedy to naszym oczom ukazał się stół nakryty białym materiałem, a na ścianie przed nim namalowano duży pentagram i dwa odwrócone krzyże po obu stronach. - Jasny gwint! - Tomas stanął jak wryty - Jesteśmy w satanistycznej świątyni. Trzymając jedną ze świec uważnie rozejrzałem się po niewielkim pomieszczeniu. W kącie stała nieduża skrzynia zamknięta na solidnie wyglądającą kłódkę, a nad wyjściem wisiał prawie półmetrowej wysokości odwrócony krzyż. - To co robimy? - spytała Kaśka. c.d.n. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |