Wpis który komentujesz: | Roboty dzisiaj 'tylko' 8 godzin... A więc nadaję nowy odcinek: Odcinek piąty - Na razie musimy tu zostać, dopóki burza nie minie - odpowiedziałem otwierając ostatniego Okocimia - Później pójdziemy, jeśli jeszcze będzie wcześnie, spowrotem na górę. - No jeśli już tak uważasz... - Aneta nie była zbytnio zadowolona faktem zostania w miejscu, gdzie scodzą się czciciele Diabła, by odprawiać swe mroczne rytuały. - Nie musisz się obawiać - uspokoiłem ją - Jest dopiero dwadzieścia po czwartej. - Do nocy jeszcze daleko - dodała Kaśka. Rozsiedliśmy się ponownie na kamiennej podłodze w kręgu wokół trzech świec po środku i na przemian piliśmy i graliśmy obozowe kawałki. Cały czas z góry dobiegało do nas stukanie kropel deszczu i wstrząsające całym budynkiem pioruny. W pewnym momencie tak grzmotnęło, że aż posypał się piasek z góry. - Ludzie, jest jeszcze coś do picia? - spytała Kaśka. Rozejrzeliśmy się. Piwa się skończyły. Ramirez też już skończył swoje Warki. Jedynie Tomas miał w swoim plecaku ostatnie, zaczęte już wino. Otworzył je i każdy z nas pił po łyku, by starczyło na dłużej. - Przestało padać! - krzyknęła z góry Aneta. - Uff, jak dobrze - westchnął Tomas, a my wraz z nim. Z trudem, bo alkohol szumiał nam już w głowach, podnieśliśmy się z miejsca i rozprostowawszy kości wyszliśmy na powierzchnię. Droga, którą tu doszliśmy, była pełna głębokich kałuż i rozlewisk, ale najbardziej rzuciło się nam w oczy potężne drzewo stojące obok ruin. Podczas burzy któryś z piorunów w nie trafił, bo większa część leżała połamana na ziemi, a w niebo sterczał kawałek pnia. Na niebie znowu bezchmurnie, gdzieś tam w oddali uciekające chmury i odległe błyski. Słońce ostro grzało, a z ziemi unosiła się para. c.d.n. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |