Wpis który komentujesz: | mój Kot od prau tygodni nęcił mnie niespodzianką. planem do zrealizowania. nie chciał mi uchylić nawet rąbka tajemnicy. do wczoraj. byłam oszołomina. chce skompletować całą płytotekę. wie, ze uwielbiam jazz, jednak... fakt- na pomysł wpadł w empiku, na stoisku z muzyką tego kompozytora. jednak to przeszło moje najśmielsze marzenia. rozbraja mnie, porywa swym szaleństwem [podobno w tym metoda] i daje tyle radości. chce, bym mogła słuchać płyt od Niego zawsze i wszedzie. jest już 250 utworów... Kocie, mnie nawet jeden by wystarczył, bo wiem, że specjalnie dla mnie szukałeś. bo byłby od Ciebie... a tymczasem słucham czegoś innego. dziś zajrzałam do stajni definitive jux- Rjd2, gość, który powala na kolana. jeszcze stara płyta- dziś miałam na nią chrapkę. deadringer, płyta, która olśniewa. niedawno czytałam artykuł o sponsoringu, zjawisku starym jak świat, a przerobionym na populistyczną szopkę. hmm zastanawiam się. dlaczego to zostało takie rozdmuchane. porównuje isę to do prostytucji, ale to nie tak. w obu przypadkach istnieje drugie dno. jeśli chce się poznać to dno od strony prostytucji proponuję zapoznać sie z lekturą jedenastu minut [nie, nie tego archiwum myśli nieuczesanych, ale hmm.. pierwowzoru autorstwa Paulo Coelho.] teraz można ise zastanawiać skąd nazwa tego loga...powiem tak- odnalazeźliśmy się w tej książce, mój Kot i ja. jednak wracając do meritum. zarówno prostytucja jak i sponsoring są to dwie różne sprawy, wielu łączy je w jedno, jednak czy słusznie? sponsoring jest czymś jeszcze niż tylko czystym seksem za kasę. to próba znalezienia akceptacji, ciepła, zrozumienia, a przede wszystkim udowodnienia samemu sobie, że potrafi się dawać, niekoniecznie w sposób otwarty, ja myślę, że to jest wieloaspektowe. wnikając w sferę uczuć, każdy boi sie odrzucenia, monotonii, a płacąc kobiecie za studia, kursy, dając na życie zapewnia się sobie maskotkę do towarzystwa, maskotke, któa ma coś w głowie dzięki nam. a przede wszystkim daje sie sobie święty spokój. bo gdy układ się rozwiązuje to żadna ze stron, przynajmniej formalnie, nie powinna mieć do siebie żalu. coś było i teraz nie ma- out, off, exit. na otarcie łez- mieszkanie. to spojrzenie od strony sponsorującej, a sponsorowana? ma oparcie, dach, yyy tak to trochę zaniżony poziom, tzn ma na wszelkie fanaberie i niekoniecznie satysfakcjonujący, regularny seks. z drugiej strony...a jak zachowują się mężczyźni, któzy uderzają w konkury do kobiety? czy ie dają jej błyskotek, nie obiecują złotych gór? tutaj one te góry dostają, w całym tym układzie możnaby powiedzieć idealnym, jest jeden maleńki szkopuł. ludzie są ludźmi i się przywiązują. rodzą się uczucia, a w tym układzie miejsca na tego typu niuanse nie ma. sponsoring to nawet nie związek. tu może władać czyste wyrachowanie i wygoda- ja oferuję to, to i to, a ty mnie dajesz to i owo. [dosłownie i w przenośni]. może być również jedynym wyjściem dla osoby sponsorowanej, jeśli akurat wyrwałą isę ze swojego małego świata i wpadła w większy. wtedy jest nieodłączne zagubienie, poznaje się ludzi i nie może im dorównać, a wtedy..frustracja i powrót albo...zaradność, o ile można to tak nazwać. o wiele trudniej przyznać się mężczyźnie,niż kobiecie, że jest sponsorowany. to ma być uwłaczające męskiej dumie i godności. no cóż. wóz albo przewóz. nie chodzi o to, że popieram, chcę natomiast dociec. do sedna. niby sprawa jest prosta. jednak są jej głębsze warstwy. a prostytucja? weźmy na przykład Marię z książki. ona łamie stereotyp najstarszego zawodu świata. ja nie zgadzam się z opinią, że dziwką trzeba się urodzić. czasem staje się nią bezwiednie, nawet wbrew woli. [nie nie. nie mam zamiaru opowiadać książki. lepiej przeczytać samemu] chcę jeszcze nawiązać prostytucją do sponsoringu. skąd inąd wiem, że wynajmując kobiety na godziny nie zawsze dochodzi do stosunku. często zaczyna i kończy sie na rozmowie. o pracy, marazmie, niezadowoleniu z życia, wszystko po to, by poczuć się choć przez chwilę zaakceptowanym. bo jeśli brak tego u rodziny, frustracje rosną. a wtedy...źle się dzieje w państwie duńskim. są różne drogi rozwiązania problemu. niektóre tylko na 5 minut albo godzinę, do innych trzeba dochodzić wspólnie. tak naprawdę najbardziej liczy się rozmowa. można za to płacić 300 pln, 3000 pln i więcej, ale można również oddać serce w dobre ręce, a wówczas stajemy się spełnieni. czego Wszystkim życzę. dobranoc. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
sunshine | 2004.09.15 11:15:43 a 11 minut to... hmm juz dawno nie czytalam tak zajebistej kasizeczki :] polecam rowniez :] elen | 2004.09.15 00:51:02 samotność to bardzo bolesna choroba naszych czasów, czasem smutno jest patrzeć jak niektórzy rozpaczliwie starają się ją zwalczyć czy, uśpić choć na chwilę, wszelkimi sposobami maslo | 2004.09.15 00:35:38 no rjd2 konkretne rzeczy robi. gratuluję gustu ;) pozdrawiam |