aurora
komentarze
Wpis który komentujesz:

Wymagało to ogromnej koncentracji. Nie było szans na powtórki, nie tym razem. W razie niepowodzenia musiałabym czekać do następnego dnia, a to niczym potrącona kostka domina zburzyłoby cały misterny i długofalowy plan. No więc - koncentracja. Pobudka o 7.15. Schodzę do kuchni, i biorę przygotowany poprzedniego wieczora wytworny słoiczek. Udaję się do łazienki. Koncentracja. Istotne jest, aby złapać środkowy strumień. Uff... udało się. Trafiony – zatopiony. Mimo zaspania i totalnego niedoświadczenia. Teraz zawijam słoiczek czule w papier, folię, jeszcze jedną folię i wkładam do torby. Torbę przypinam w samochodzie pasem bezpieczeństwa. I jadę z nim, a po drodze przypominają mi się wszystkie przedszkolne dowcipy kończące się przezabawnymi pointami w rodzaju „Panie, to nie czysta ani whisky, to mój mocz do analizy!”... Tak, tak, swego czasu wywoływało to w nas paroksyzmy śmiechu. Dziecięcy humor to klucz do zrozumienia istoty życia społecznego jak i tego, co się szumnie nazywa człowieczeństwem... Weźmy na przykład taki dowcip o Leninie i kukułce, który Longin bez oka opowiadał podczas leżakowania, a my się śmieliśmy, nie mając pojęcia o tym, kim był Lenin, może trudno w to uwierzyć, ale w 80 roku my tego nie wiedzieliśmy. Z Longinem to była zresztą zabawna historia. Miał jedno oko sztuczne, no i jak to dziecko – wyrósł z niego. Oko było za małe. Kiedyś w ferworze zabawy ktoś popchnął Longina, Longin uderzył się o szafkę, a oko wyskoczyło jak z procy i potoczyło się między misie. Zapanowała miła wrzawa. Dzieci się śmiały, panie wychowawczynie mdlały (w to też trudno uwierzyć, ale nie wiedziały, biedaczki, że chłopak ma oko sztuczne,0), Longin na kolanach szukał oka, a jak znalazł to obtarł chusteczką i włożył, po prostu. Tak w sumie, to był to jeden z nielicznych fajnych dni w przedszkolu, bo na ogół nie bywało tam bardzo wesoło.
Mocz dojechał jeszcze ciepły. Wydobyłam go w laboratorium i wszystko stało się jasne: mam conajmniej jedną cechę predestynującą mnie do zostania artystką dyplomowaną. Mania wielkości i nieuzasadnione poczucie własnej wyjątkowości, czyli największy słoiczek, najpiękniej zapakowany i oczywiście najwięcej moczu wewnątrz. Niech mają. W końcu to mocz zadecyduje o wszystkim. Bo mocz trzeba zbadać, żeby móc przystąpić do egzaminu na uczelnie artystyczną, cieszącą się pewną renomą. Ktoś musi sprawdzić, czy w moczu nie pływa coś groźnego, wystawić poręczenie, że nie, ani w moczu, ani we krwi, ani w płucach nie siedzi nic takiego, co by mi uniemożliwiło studiowanie. Jeśli mocz jest w porządku – wielka przygoda przede mną, a „cała reszta to betka, nie ma takiej dziury na świecie, której nie można odetkać.”

Życie ugrzęzło w gąszczu banalnie męczących spraw: odszukiwanie dokumentów, załatwianie tysięcy SPRAW, mocz do analizy, krew do pobrania... Do tego drobny lecz konsekwentny i dokuczliwy pech, ulubiony rodzaja pecha mistrzów komedii... gdzieś się spóźniam, coś nie wychodzi, ktoś nie przychodzi, coś się gubi, korki, okoliczności, gorąco, obtarta noga... Boże jakie zabawne... aż się płakać chce... ale nie mogę... bo to jednak drobiazgi... idiotyzmy...żałośnie śmieszne.

Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)
poland | 2007.05.15 12:15:12
Best Site! buy phentermine