Wpis który komentujesz: | W zwiazku z tematem to musze odnotowac, ze tez mi sie bardzo chce wlasnego domu. Nie musi byc duzy ani jakos specjalnie wystawny.. byle byl. Tesknie do tego, zeby sobie moc sciany pomalowac na taki kolor, jaki chce, polozyc wykladzine taka jaka chce.. generalnie zaczac urzadzac, remontowac, przesuwac, dosuwac i poprawiac bez tej koszmatnej mysli, ze po co to wszystko skoro i tak sie bede musiala stad wyniesc. Ba. Niestety na zakup domu mnie absolutnie nie stac i nie wiem kiedy stac mnie bedzie. Nie mialabym wszakze nic przeciwko zaciagnieciu pozyczki razem z I... wtedy mialoby to rece i nogi, bo wielkosc pozyczki kalkuluje sie na podstawie polaczonych dochodow brutto. Coz z tego - on nie jest jeszcze na etapie nawet mieszkania razem w wynajetnym miejscu - a co dopiero zaciagania pozyczki pod kupno nieruchomosci. Niewykluczone, ze z jego tempem podjecie decyzji co do zamieszkania razem to bedzie nastepny rok a po kolejnych pieciu moze, MOZE zdecyduje sie na zaciagniecie kredytu. O zwiazku formalnym tj. slubie juz nawet nie wspominam... to pewnie bylaby kwestia na nastepna dekade.... matko. no juz mi sie wszystkiego odechcialo, jeszcze zanim zaczelam... to ponurowanie dopadlo mnie juz wczoraj, jak sie I. zapytal czy nie ciesze sie z improwmentow w jego mieszkaniu. Z czego mam sie cieszyc. Nie moje mieszkanie, nie moja brocha... bywam tam, ale nie przynaleze.... jak sie w niedziele nie mogla skupic, bo on wiercil stukal i robil rozpierduche (a ja chcialam prace domowa zrobic) to zamiast uciszyc sie na jakis czas i przestac zaproponowal, ze moze pojechalabym na te pare godzin do domu odrobic lekcje. TAAAAAAA. W takich gowienkach wychodzi jego podejscie do tematu. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
bettyblue | 2004.10.29 16:50:12 U mnie to trochę szantaz był na poczatku. Nie wiedzialam na czym stoje - byl taki lakoniczny, zero planow, latalam do niego jak wariatka, zawalajac swoje zycie, po 3 h snu a on nic, luz! Az tu nagle BYLY sie napatoczyl zachwycony, jakis bliski taki i odmieniony (gowno prawda-wmawialam sobie) i poczal o reke prosic. Malam telenowele brazylijska przez jakis czas-- sama juz nie wiedzialam, kogo chce. Poszlam do wrozki z tej desperacji (pierwszy i ostatni raz) a ona do mnie: ,,odgrzewane kluchy nie najlepiej smakuja". Poczulam ze faktycznie baba ma racje. Na szczescie w szale zazdrosci chlop sie zreflektowal, zaproponowal wspolne mieszkanie, dawna milosc pozegnalam (no, bez kurew sie nie obylo). Od 4 lat juz po slubie jestesmy. Ze swieca takiego szukac, JAK SIE OKAZALO. Ale troche to trwalo... sarah | 2004.10.28 19:45:19 no to jak rozumiesz to poradz mi co ew. mogloby go przekonac do zamieszkania razem? Kain | 2004.10.27 08:43:05 No poczucia stabilizacji to na razie chyba nie bedziesz miala. Ale wiesz, jakos mi sie wydaje ze poczucie i chec "wlasnego" domu to zawsze tak bardziej kobiety maja. Wiec ja tam troszke zachowawcze ruchy Twojego mena rozumiem. |