blackswan
komentarze
Wpis który komentujesz:


obudzil sie z samego rana, slonce swiecilo mu w twarz przez zasloniete zaluzje, czul sie nieswojo, po raz kolejny dzien co do ktorego mial obawy, zalozyl ubranie, umyl sie szybko, schowal do kieszeni papierosy, telefon i noz - jego przyjaciela, nieodzowna zabawke. wyszeld na klatke jak zwykle brudna, w zakurzonych oknach promienie slonca wygladaly dziwnie. zbiegl po schodach, zapalil papierosa i zalozyl ciemne okulary. wzial kilka machow papierosa i poszedl w kierunku miatsa, jak to zwykle w szarym miescie nic sie niedzialo, tu ktoss dostal w twarz, tu ktos mdleje na srodku chodnika i nikt nie zwraca na taka osobe uwagi. caly czas nachodzily go natretne mysli, cos sie mialo dzis wydarzyc, cos odrodzic badz zginac i to wszytsko mialo dotyczyc wlasnie jego. kolo poludnia wszedl do podrzednej knajpki gdzie zjadl szybki obiad poparty kawa i kolejnymi papierosami. wyszedl z knajpy, zapalil kolejnego papierosa i udal sie w strone uliczki szumnie zwanej deptakiem doszedl do rynku i wykonal kilka telefonow, wiedzial ze popoludniu ma pojsc do ojca ktory lezal w szpitalu. spojzal na zegarek i doszedl do wniosku ze ten czas zbyt szybko mu ucieka jakby godzina ktora ma cos w jego zyciu zmienic miala nadejsc jak najszybciej. obszedl rynek ogladajac wystawy sklepow zapalil kolejnego papierosa. skad tyle papierosow? czyzby nerwy?? poszedl w strone szpitala, jego umysl zaczal sprawiac mu klopoty, obraz zrobil sie rozmyty, a przeciez nic nie bral. dotar do terenu szpitala - wielki park a posrod niego stare budynki szpitalne, spojrzal na mape zamieszczona kolo bramy, znalazl budynek do ktorego mial sie udac, skrecil w prawo w kolo niego pelno dziwnych ludzi. widac ze jest na terenie psychiatryka, podchodzi do budynku, otwiera drzwi wielkie drewniane drzwi z ogromna metalowa klamka, idzie schodami w gore, dociera na 2 pietro na oddzial psychosomatyczny, dzowni do drzwi ktore po chwili otwiera pielegniarka i po krotkiej rozmowie wpuszcza go do srodka. kiedy wszedl na tzw swietlice uderzylo go cos nagle, zaczal tracic kontakt z rzeczywistoscia, rozum podpowiadal mu aby wyszedl ale jego natura kazala mu isc dalej, w koncu musial stwarzac pozory ze odwiedza ojca. przeszedl kolo dyzurki pielegniarek, i dwoch pokoi dochodzac do kolejnego poczul kolejne uderzenie i kolana zaczely sie pod nim uginac, czul cos dziwnego, caly oddzial byl tym przesiakniety, mozna to bylo wrecz wciagnac w nozdrza. przeszedl z trudem obok tego pokoju gdyz w nastepnym byl jego ojciec. na cale szczescie na sali bylo pelno odwiedzajacych i byla rowniez jego matka, rozmawiaja chwile, pytaja ojca jak sie czuje i czy wyjdzie z nimi na papierosa. ojciec zgodzil sie i poszli do toalety, podeszli do zakratowanego okna na ktorym rozwieszony byl koc, koc ktory w jego mniemani byl dziwny jakis jaskrawy swietlisty, podszedl do niego zaczal mu sie przygladac po czym wciagnal powietrze najmocniej jak tylko mogl, poczul cos dziwnego co usiluje dostac sie doj ego wnetrza, jakas niesprecyzowana energie, otworzyl sie na to co mialo sie stac wciagnal to wszytsko zapalil papierosa. rozmawiajac z ojcem dowiedzial sie ze tego dni zmarla pewna kobieta, ktora do konca chciala zyc i ze koc ktoremu sie przygladal nalezal do niej. czyzby wciagnal jej dusze w siebie? czyzby mial kolejny raz byc aniolem smierci? pal±c papierosa spojzal przez kraty w oknie i zobaczyl wielkiego kota ktory zajzal mu gleboko w oczy, przeciagnal sie i odszedl spokojnie dalej, dzien toczyl sie nadal ale jego juz nie bylo, odszedl razem ze smiercia jako jej poslaniec, ze smiercia pod postacia kota.


Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)