mariposa
komentarze
Wpis który komentujesz:

Wiedziona przedwczesnym duchem swiatecznym M., postanowila ubrac choinke. Cos, co bardzo lubi robic, w przeciwienstwie do jej rozbierania. Mysle jednak, ze byl to ostatni rok, w ktorym zabrala sie do owej czynnosci z takim entuzjazmem. Najpierw uparla sie, ze musi byc przynajmniej 800 lampek. Asz prosze, dla mnie 200 zupelnie by wystarczylo, ale jak tak, to niech sobie sama ubiera. Klepalam swoja makulature, a ona meczyla sie gdzies tak od 17. O 19 przyszla na gore cala czerwona z wscieklosci i wysilku, oznajmiacac, ze z 800 lampek, dziala 300, a reszta do wywalenia. Jedzie do sklepu po nowe. Wrocila z dwoma pudlami lampek, z tego wszystkiego okazalo sie, ze znow dziala mniej niz polowa. I znowu do rozbierania (nie przyszlo jej na mysl, ze nowe lampki moga nie dzialac, rzecz jasna). O 21 zeszlam zrobic sobie herbate i zastalam rodzicielke z rozwianym wlosem, obliczem czerwonym jak raczy zad i szemrzaca cos do siebie. Dalo sie slyszec tylko cos na ksztalt przeciaglego rzechu: chhhhhhhhhhhhh. Podchodze i pytam, o co, prawda, chodzi. 'CHhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhuj!'- wypalila na to moja nader kulturalna i opanowana matka. Chuj w bombki nie strzelil, co prawda, ale jest godzina 22:15, a choinka stoi ubrana w polowie, po podlodze walaja sie galezie, bombki i sznury popsutych lampek, a na srodku tego pobojowiska moja powazna M., siedzi na dywanie i oglada koreanski serial.
Wspominalam, ze nie cierpie swiat?

Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)