sarah
komentarze
Wpis który komentujesz:

No

wreszcie mam chwile, zeby po pracy przysiasc sobie w domu przy komputerze.

Cos tam sie dzialo w miedzyczasie tak zwanym. W sobote byla oficjalna impreza bozonarodzeniowa w firmie I. Wobec powyzszego, ze to oficjalne etc. musialam dokonac zakupu kiecki.

Cuda takie oczywiscie sa drogie jak skurwysyn a mnie wcale nie ciagnie do wydawania ponad stu dolcow na kiecke (jak nie wiecej) ale co tam - Polka potrafi!
Jest sobie mianowicie taka siec sklepow tutaj, co nazywa sie Ross. Oferuja nawet markowe ciuchy za polowe albo i jedna trzecia ceny - po sezonie. Po prostu dziala to tak, ze dostaja wszystko z "eleganckich" domow towarowych, co sie nie sprzeda. Ciuchy sa nowe, ale to siec sklepow uwazana przez wyzsza klase srednia za miejsce, gdzie biedota sie obkupuje. No bo nie ma ladnie urzadzonych wnetrz, zyrandoli krzysztalowych, skaczacych wokol klientow panienek z dekoltem, jednego ciuszka na jednym wieszaczku etc.

Nic to. Kupilam sobie dwie kiecki, bardzo ladne i eleganckie, za jedyne czterdziesci dolcow. Do tego taka malusia-torebusia - wiadomo, nie bede taszczyc mojego plecaka skorzanego w ramach torebki do kiecki wieczorowej.. i jeszcze stosowna bizuterie.

Stroj zrobil nalezyte wrazenie (mam nawet zdjecie, wrzuce tu linka) - szef I. rzucil sie na powitanie ehm.. no tego, w objecia: a to calowac w policzek, a to w ramie (gole), a to w szyje... teges. Sie zrobilo tak jakos nieszczegolnie, zwlaszcza jak zona (na oko starsza z dziesiec lat i grubsza ze 30 kg ode mnie) lypnela a to raz a to drugi i I. sie zaczal krzywic.

No ale nic. Impreza miala miejsce w muzeum sztuki wspolczesnej. Porcje jak zwykle, miniaturowe, za to na wielce zdobnych talerzach. Poszlismy pozwiedzac wystawe w tymze muzem potem - nic szczegolnego. Jakies dziwaczne kiecki, dwa samochody (najlepsza czesc tej wystawy imho), zdjecia i makiety dziwacznych domow... jakies swiatelka w ksztalcie glusiow migajace.

Kurwa, nie lapie tej wspolczsnej sztuki. Nie ma to jak klasyka grecka czy chociazby renesansowa. Modelki w Starozytnej Grecji przynajmniej mialy normalne ksztalty, a nie jakichs szkieletorow...

A potem przerzutka na impreze urodzinowa kolegi z pracy. Fajnie bylo, ziolo palone, alkoholu w brod i generalnie same znajome mordy. Niestety, zgubilam gdzies ta srusia-torebusia, w srodku byla pomadka i konturowka. Dobrze, ze nie karty kredytowe i portfel...

Anyway. Musialam gdzies po drodze przesadzic z alkoholem (whiskey z trawa i winem sie tak srednio miesza) i zoladek odmowil mi posluszenstwa. Spac poszlam normalnie, ale jaka jazda sie zaczela w niedziele rano, matko. Myslalam, ze sobie koniec odbytu geba wyrzygam. I. juz chcial do szpitala mnie wiezc, na szczescie w poznych godzinach popoludniowych doszlam do siebie i juz nawet moglam herbate wypic, o.

O pracy chwilowo pisac nie bede, bo znow mnie Gruba wkurwila. Moze potem.

Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)
D- | 2004.12.15 17:25:08
Też nie łapie. Starość, czy co...