Wpis który komentujesz: | To już całkiem pochrzanione. Doskonale człowiek może się obejść bez wszystkiego. Nic nie jest mu potrzebne. Czy decyzje podejmowane uczuciowo, a z wymyślonym racjonalnym wytłumaczeniem, są racjonalne czy emocjonalne? A gdy uczucia się chowa głęboko, głęboko? Gdy nie chce się czegoś zrobić nie z powodu racjonalnego, jak się rozgłasza, tylko dlatego że poprzednio robiąc to wynikły jakieś rzeczy do których nie chce się wracać? A mi to wszystko tradycyjnie cuchnie tchórzostwem i lenistwem. Nie chcę się w nic wpakowywać. Czy życie w letargu i marazmie jest złe? Dlaczego jest złe? Wiem, wiem - nie wolno żyć tylko dla siebie. Ale dlaczego? Bo nie będę umieć kochać i nikt mnie nie pokocha? Przecież miłość jest potwierdzeniem dla siebie. Li i jedynie. I, wątpliwą uciechą. Dla mnie nigdy nie było to uciechą. A, pewnie mówię tak dlatego, że jestem młoda, głupia i nic nie wiem. Wszystko to ucieczka przed odpowiedzialnością. W tej filozofii odpowiedzialność urasta do niewyobrażalnej nieosiągalnej rangi. A, co. Skoro nic nie jest ważne, wszystko może być ważne. Zwykłe nastoletnie zobojętnienie. I bunt przeciwko buntowi. /wciąż jestem pod wpływem "Tanga". Chyba to będzie moja ulubiona książka/ |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |