Wpis który komentujesz: | Wróciłem. Wyjazd udany, towarzystwo wesołe, melanż na piątym biegu. Taki jeden, długi, ciągnący się od poniedziałku do soboty, z wyróżnieniem imprezy sylwestrowej. Ale od początku. Na wioskę, gdzie czekał Bartek z Lechem, praktykującym od samego rana hasło "piękny dzień na piwko" (zresztą jedno z haseł przewodnich całego wyjazdu), nie zdążyłem, pakowałem się tamtego ranka w dość nerwowej atmosferze, pokłóciłem się z mamą i bratem, wybiegałem z domu na parę minut przed odjazdem autobusu bez słowa pożegnania. Szybko okazało się, że nie wziąłem jednej z ważniejszych rzeczy: tekstów z fonetyki do tłumaczenia, które muszę oddać do 7 stycznia. Pierwsza myśl: spróbuję się wrócić, ale nie było czasu, dlatego też fonetyka czeka mnie teraz, po powrocie. Jechało nas pięcioro: ja, Lechu, Bartek, Darek i Mariola (reszta, stopniowo, dojeżdżała później). Wesoło było już na dworcu, kiedy wsiedliśmy nie do tego pociągu, co trzeba (na szczęście do takiego, który też jechał do Katowic). Podróż do Krakowa minęła szybko, później złapaliśmy transport do Myślenic, stamtąd, po godzinnym oczekiwaniu na PKS w najbliższej knajpie, do Stróży. Stróża jest ładna, ale głównie na dole, gdzie przekracza się rzekę i Zakopiankę (efektowny widok po zmroku, góry plus światła samochodów); kilka ciekawych punktów widokowych znaleźliśmy też wyżej, m.in. wieżę strażniczą, na którą udało się wejść przy bardzo ładnej pogodzie, natomiast sama droga pod górę, którą musieliśmy codziennie pokonywać z racji tego, że nasz domek stał dość wysoko, była okropna. Raz, że stroma i męcząca, dwa, albo zabłocona albo rozkopana. Naprawdę, nie wyobrażam sobie tam mieszkać i codziennie schodzić na dół. Mnie się odechciało już po pierwszej wspinaczce. Domek średni. Z zewnątrz goła cegła, schody w środku też niezbyt efektowne (takie, żeby tylko były), niska temperatura. Ja akurat spałem w kuchni, która miała ten plus, że była najcieplejszym pomieszczeniem w całym domu (pod warunkiem, że regularnie dokładaliśmy do pieca, bo przy pewnym niedopatrzeniu szybko robiło się chłodno). Nie tylko pokoje były zimne, woda na ogół również (musieliśmy ją grzać, co, niestety, trochę trwało). Pod koniec wyjazdu cieszyliśmy się, jeśli w ogóle była. Melanż w górach jest specyficzny, tam po prostu ciężko się upić. Normalna ilość alkoholu nie przynosi spodziewanego efektu, trzeba go nabyć więcej, albo mocniejszy. Średnia, dzienna dawka 6 piw w każdym razie nie wystarczała, więc już po dwóch dniach zaczęliśmy kombinować z wódką (o ile ktoś mógł ją pić, bo nie powodowała u niego odruchów wymiotnych). Plus był taki, że budziłem się bez kaca, pozostali również. Można było wstać i z rana spokojnie otworzyć sobie piwo. Fajnie, co? Sylwester minął podobnie, jak kilka poprzednich wieczorów, z tą różnicą, że ekipa była już spora (ponad 15 osób), zrobiliśmy ognisko i wyszliśmy przed dom witać Nowy Rok. Petardy, życzenia, toasty. I górskie powietrze. A jeszcze zanim zaczęliśmy się bawić, jeden z uczestników rozbił szybę ręką. Dwie rany, dużo krwi, panika. Na szczęście sąsiadka zabrała go do szpitala, szybko się nim zajęli i wrócił po jakiejś godzinie. Z unieruchomioną lewą ręką. Powrót był ciężki i nie chodzi już o Nowy Rok i kompletny brak połączeń (wyruszyliśmy o 14:00, w domu 21:30). Wracałem z inną częścią ekipy, niż jechałem. Akurat z tą, z którą mam gorszy kontakt. Nie, żebym ich nie lubił, ale słuchanie wiecznie narzekających i wulgarnych kinderów to z czasem męka. "Kurwa, zimno". "Kurwa, głodny jestem jak chuj". I tak przez kilka godzin. Aż doceniłem tych, którzy nic nie mówili, a do tego mieli pożyczyć coś do czytania. W Krakowie okazało się, że dwóch z nas nie ma pieniędzy na bilet, więc musieliśmy się zrzucić. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie fakt, że inicjatywa wyszła z naszej strony, oni po prostu czekali i jedyne, co mieli do powiedzenia to "nie mamy pieniędzy". Żeby dziękowali, też nie słyszałem. Bardzo nie chciałem wracać, m.in. z racji atmosfery w domu, ale musiałem. Zawsze to jeden dzień więcej na obowiązki, których, niestety, nie brakuje. Obym sobie z wszystkimi poradził. A poza tym zaczynam myśleć o następnym wyjeździe. Tylko nie wiem jeszcze, dokąd i z kim. Szczęśliwego nowego roku. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
malpa | 2005.01.05 12:22:56 i jeszcze jedno:) wkurw....mnie:)pozdro malpa | 2005.01.05 12:21:50 tee frajerku:) krytyku koncertow:) uwazaj sobie bo cie zniszcze na free:) pan J. mi pomoze :) pozdro 600 dla wszystkich kumatych:) Keb | 2005.01.04 13:19:48 Bo Ty zostałeś oficjalnie wykolegowany, wiec ciąg się :) malpa | 2005.01.04 11:21:18 moim zdaniem srednia europejska:):)pozdro 600 moonnight | 2005.01.03 15:37:21 no w koncu ;) dobrze powiedziales ,ze w gorach nie ma sie kaca :) To mi znacznie pomoze w ferie ;P Kurillo | 2005.01.02 16:27:03 Git biba jednym słowem :) Szkoda że mnie tam nie było :D |