malyble
komentarze
Wpis który komentujesz:




Choroba już powoli za mną, tylko ten katar :(



Czwartek
Wrócilem ze studiów do domu (od czasu sylwestra nie byłem na hawierze)- był czwartek i od razu za robotę. Najpierw zalatwić ZUS dla jednej firmy budowlanej prowadzonej przez bardzo dobrych przyjaciół mojej mamy. Zważywszy na niekompetencje osób w ZUS'ie odpowiedzialnych za przekazywanie elektroniczne dokumentów comiesiecznych do ZUS udało mi się przedłużyc ważność certyfikatów o kolejny rok. Ciagnęło się to za mną ponad 4 tygodnie, gdyż mimo że wykonywałem czynności przedłużające ów certyfikaty poprawnie, to 2 razy okazało się że cos jest źle. Dopiero po telefonie do firmy, która ów certyfikaty wystawia (tak zwany podwykonawca) dowiedziałem się, że wina nie leży po mojej stronie, lecz leży po stronie Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Tak czy siak udało się.
Powrót do domu. Wymarzona kąpiel, odpoczynek i rewitealizacja (?!?) sił witalnych. Wciaż chory, temperatura 38 stopni. Sen.
Piątek.
Wake up o 11 rano i do firmy robić sieć komputerowa dla 5 komputerów. Wiertarka udarowa i Krzyś walczy ze ścianami. Wciąż gorączka, uporczywy katar. W firmie robota wykonana w 40 %. Godzina 20, klub studencki w którym dane jest mi rezydować. Strasznie mało ludzi (początkowo więcej było ludków na sylwestra u mnie w domu niż tego dnia w klubie). Mi to nie przeszkadzało. Nikt nie tańczył, a ja sobie grałem. Grałem, grałem i tak minęły 3 godziny. W pewnej chwili podchodzi do mnie chłopak i mówi: "Nie jestem fanem drum and bass'u, jestem z Wroclawia, ale chciałbym tylko powiedzieć, że zajebiście dobrze grasz (..). Rumieniec na mojej twarzy, uśmiech (mimo gorączki) i naprawdę pozytywna energia. Skonczyłem ok. 12 w nocy. Po mnie drugi rezydent zaczął house'ować i mimo, że mało ludzi było to udało się ich na parkiet wyciągnać i tak do godziny 4tej w nocy się muzyka miksowała :)
Powrót ok. 5.30 w sobotę do domu. Sen.
Sobota.
Pobudka o 11 rownież. Temperatura odrobinę niższa, lecz katar coraz bardziej uporczywy. Wizyta w aptece. Syrop na kaszel i żel do nosa na katar - nie przyniosły wymaganego rezultatu. Przyjazd do firmy, dalsza praca przy sieci. I flash back o godzinie 20 jak dnia poprzedniego. W firmie już skończyłem, skasowałem co mi się należało, spisaliśmy umowę i do klubu.
Tym razem o wiele więcej ludzi (na oko ponad 200 osób się przewinęło). W pierwszym wejściu bardzo dobrze mi się grało, mimo tego że pociłem się jak przysłowiowa "świnia", co pół godziny wycierając pot w ręcznik. Euforia ludzi, widać po nich (na każdej twarzy osoby która tanczyła), że chcą więcej... więcej :)
Pozytywnie. Mimo mojego stanu, naprawdę jakby odeszło to na drugi plan. Bardzo dobry wieczór (oby więcej ich było w przyszłości :)
Powrót do domu o szóstej rano w niedziele. Kąpiel i wymarzony sen. Po siedmiu godzinach wstawanie i help mamie w wykonaniu formularzy w excel'u. Wszak trzeba pomagac, ne?.
Koszalin o 19 i naprawdę straszne wyczerpanie.
Poniedzialek
Nareszcie odespałem. Choroba powoli odchodzi w zapomnienie. Katar tylko mnie męczy, ale sie już przyzwyczailem do tego, że listopad - kwiecień i non-stop cieknie mi z nosa. Ulga i spokój.



Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)
to_tylko_ja | 2005.01.12 00:01:52
poor Krzysiu! jak Ty wytrzymujesz takie tempo? skad czerpiesz energie? podziwiam! pobudka o 11 po imprezie??-mi raczej sie nie zdarza... zycze szybkiego powrotu do pelnego zdrowia i SIŁ!