Wpis który komentujesz: | Siedzę w domu i nigdzie nie wychodzę, próbuję wyleczyć kaszel, ale ten wcale nie przechodzi. Szczerze mówiąc nie sprzyja mi taki tryb życia, bo w domu albo komputer, albo książki, a i to, i to męczy mi oczy, z którymi już i tak słabo. Dziś w godzinach popołudniowych zapukała żebraczka, prosząc o wsparcie. Jako że prosiła grzecznie i wyglądała na naprawdę potrzebującą, nie odmówiłem pomocy. Wydaje mi się, że jeśli ktoś już decyduje się chodzić po ludziach i prosić, w dodatku zimą, naprawdę musi być w ciężkiej sytuacji, i nie ma w tym żadnej próby oszustwa czy naciągania - w końcu żebranie to nic przyjemnego. Zacząłem się zastanawiać, na jaką pomoc może liczyć taka osoba, czy ludzie, moi sąsiedzi, czują moralny obowiązek, aby takiego kogoś wesprzeć. Z jednej strony bezrobocie i bieda, wiadomo, sami nie mają, z drugiej, jak sądzę, zwykła ludzka litość, która nakazuje pomóc, no bo skoro jedną czy drugą emerytkę stać na to, żeby wrzucić w kościele nieco większy nominał do koszyka (to nie stereotypowe gadanie, widuję te koszyki), dlaczego miałaby odmawiać potrzebującej osobie pukającej do jej drzwi? Sam nie wiem, jak to z ludźmi jest. Nie mam w sumie nic do żebrania w takiej właśnie formie - zawsze można drzwi nie otwierać, zawsze można grzecznie wytłumaczyć, że nie mamy pieniędzy i je zamknąć. Denerwuje mnie żebranie w miejscach publicznych, nachalność, z jaką niektórzy potrafią "prosić". Kiedyś zostałem zaczepiony z kolężanką na ławce, coś akurat jedliśmy. Gość przysiadł się w taki sposób, że właściwie tylko on mógł zrezygnować - my siedzieliśmy z żarciem w ręce i nie dało się odejść, spławić go w żaden sposób, a on nie wyglądał na takiego, co odejdzie bez paru złotych. Po pierwsze, nie podoba mi się sam fakt, że ktoś zaczepia mnie kiedy jestem z dziewczyną, a nuż to moja randka, a nuż rozmawiam o czymś ważnym - nie życzę sobie, by ktoś naruszał w takich sytuacjach moją prywatność. Zwłaszcza, jeśli jest żululałym pijakiem w średnim wieku i zbiera na wino, a tak to chyba zwykle bywa. Po drugie, nie lubię, kiedy stawia się mnie pod murem, tzn. albo dam, albo koleś sobie nie pójdzie. W innych, normalnych sytuacjach mogę pomóc, o ile mam czym. W końcu ja też czasami na coś zbieram i fajnie jest, kiedy ktoś poratuje, nawet jeśli to osoba mi nieznajoma. Z zdarzają się takie. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
Njewoog | 2005.02.04 19:59:43 jak Beat Junkies grali w WWA to skolowalem sobie od ludzi 20 pln na wjazd i jeszcze naprulem sie za cudzy hajs niezle (wtedy jeszcze pilem) =) pozatym podoba mi sie Twoje postrzeganie swiata i unikanie powierzchownosci w analizie obserwacji =] pozdrawiam Kurillo | 2005.02.04 08:53:31 Z tymi starszymi paniami w kościele, to jest tak że one również (np. jak dresy) mają potrzeba samo pokazania, napięcia się przed innymi, że ile to one nie wrzucą w kościele na ofiarę, a rzeczywistość gdy nikt nie widzi, czyli właśnie w takiej sytuacji jak twoja, potrafią trzasnąć drzwiami przed gębą, chodziłem kiedyś z ziomami na kolędzie więc wiem jak to jest z niektórymi ludźmi, jednym słowem wiem że ci bogatsi mniej chętnie dają, od tych biedniejszych, autentycznie. A co do tych żuli to normalna sprawa, wywołują presje na tobie, poniżają się do takiego stopnia, że ciężko jest sobie wyobrazić że oni także są obywatelami tego kraju. |