Wpis który komentujesz: | Muszę częściej wychodzić z domu. Jak to dobrze czasem rano wstać. Stałem się światkiem przeuroczej sceny. Nie jestem specjalnie wyspany, mimo to, postaram się opisać fabułę w miarę wyczerpująco: Szczecin, chodnik, ulica, zimno, wiadomo... szaro. Do tego ładny świt, jakoś zawsze tak się dzieje, że chmury są po przeciwnej stronie planety niż wschodzące słońce. Widocznie jakoś tam się przez noc dogadują, żeby w miarę ładnie z rańca wyglądać. Wróć! Na tym szarym chodniku Para. Oboje ubrani na czarno. Ona w ładnej czarnej spódnicy do kolan (tak trochę przed kolanami... hmmm.... jak to powiedzieć... chodzi mi o to, że kolana było jeszcze widać). Kobiety są niesamowite. Zimno, że jak mój pies, otoczony wełną, kołtunami, tłuszczem zrobionym z suchej karmy, robił kupę, to ona w locie zamarzała i stukała o (również zamarzniętą) ziemię. A babeczka sobie chodzi w sukience (spódnicy) i takim czymś u góry. Nawet kurtki nie miała. Wróć! Stoją sobie. Siódma rano, widać wracają z imprezy, widać się udała, pan jeszcze dzierży zieloną buteleczkę po piwie 0,3l niewiadomej marki (no nie będę z psem co ma cieczkę podchodził tak blisko nawalonego faceta). Żegnają się czule. Mój pies (Mućka... ale pies), zdążył zrobić siku, kupę, siku, siku, siku. Dalej się żegnają. Siku, siku (Mućka się zastanawia, czy nie strzelić jeszcze jednej kupy na zapas, bo nie wiadomo kiedy znowu wyjdzie). Pożegnali się wreszcie. Trochę dziwnie, tak na środku chodnika. Wszędzie daleko jak temu krasnalowi z kawału. Buzi buzi, pożegnanie, teges majonez. Poszli. Babeczka poszła w jedną stronę a facet stoi. Ale się chwieje. Ooooj... Nie! Jednak ustał. Stoi przy ulicy i rozgląda się. Tak jak policjanci uczą w Teleranku: Lewo, prawo, znów lewo. Ale wcale nie przechodzi tylko bardzo ładnie stoi. Dodam, że ulica nie widziała samochodu, ani w ogóle niczego, poza pasami, od wieczora (bo to taka mało uczęszczana ulica).Hmm... Mało uczęszczana ulica... Bo rzeczywiście, w dzień to może jeżdżą jakieś samochody, ale w nocy raczej rzadko. Skąd w takim razie tyle dziur się tam wzięło?? Wróć! On. Też ubrany na czarno (nawet włosy mieli czarne! Tak się dobrali!) w końcu przeszedł na drugą stronę, przeciął trawnik torem imponująco prostym. Dotarł na sam środek betonowego boiska z przeznaczeniem (przynajmniej tak to wymyślili ludzie, którzy rozlali nadmiar betonu na płaskim gruncie) do gry w piłkę. Dodam, że Ona w tym czasie już dawno się oddaliła. Więc stanął tak na środku boiska, wciąż ściskając butelkę. I chlust! Zrzygał się w sam środek. A potem jeszcze raz. I jeszcze raz. Niesamowite jest... Że całą noc trzymał fason. Pożegnał się z babeczką jak należy, poczekał aż zniknie za horyzontem. A potem przerobił boisko na miskę i zapodał sobie poranną terapię odchudzającą. Mućka sika, facet rzyga, a ja na niego patrzę. I pomyślałem wtedy: Może Polska jest jak ten człowiek w czerni, co właśnie rzyga („może Polska jest jak ta klapa” - Dzień Świra). W kraju Wałęsa uznany jest za pacana, kretyna, klauna i półgłówka ośmieszającego sam siebie. Za granicą to powszechnie szanowany dyplomata, pionier demokracji wschodniej Europy i zasłużony człowiek w nowożytnej historii świata. Z jednej strony uważamy Polskę za najgorsze dno, w którym przyszło żyć. Nieustannie narzekamy, na siebie, na polityków, na gospodarkę, na wszystko. Z drugiej jednak strony podświadomie spodziewamy się, że zewnętrzny wizerunek Polski jest bardzo dobry. Rodzimi dziennikarze przynoszą nam wieści, jak to poważnie traktuje nas UE, USA i NRD. Dostajemy takie wiadomości, jakie chcemy dostawać. To zawsze konsumenci kształtują rynek. To jest taka polska dwulicowość. Środek skorupki czerwony, a z zewnątrz biało... |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |