sdp
komentarze
Wpis który komentujesz:

***

Wcale mniej ludzi nie oczekiwało na peronie podczas wjazdu „Batorego”. Tyle, że w środku pociągu było dużo luźniej. Dzięki temu Lesio nie miał żadnego problemu z zajęciem odpowiedniego przedziału. Okazało się, że siedziało w nim już dwóch sympatycznych studentów z Gdańska, którzy zaoferowali pomoc przy załadunku bagaży. Oczywiście tradycyjnie przez okno. Dzięki temu Lesio mógł nosić torby i plecaki razem z nami. Na szczęście moje obawy, że sobie nie damy rady okazały się niepotrzebne. Po wrzuceniu tobołów mieliśmy nawet trochę czasu aby spokojnie przyglądać się tłumowi forsującemu drzwi pociągu. Tym razem tylko Kasia wsiadała oknem. Włożyliśmy ją wspólnie z Lesiem na ręce owych studentów. Ale mieli ubaw i okazje do żartów, he he. Na szczęście byli to panowie na poziomie, więc obeszło się bez prymitywnych dowcipów. Potem spokojnie zaczekaliśmy aż tłum handlarzy wypełni pociąg.
Trochę było zamieszania z przedarciem się przez wypełniony rozmaitymi pakunkami korytarz. No może nawet trochę więcej niż trochę? Korytarze w wagonach PKP są stanowczo za wąskie. Kilka razy musieliśmy stąpać po leżących pakunkach. No ale skoro nie było grama wolnej podłogi? Nie raz coś wtedy zachrzęściło pod stopą. Przyznam się, że głupie uczucie ma człowiek, jak tak wyczuwa nogami różne destrukcyjne chrzęsty. Ale csii... Czasem tąpnięcia nawet. To na pewno były kryształy słynne, polskie, szlifowane! Hehe, były... Wszyscy je wożą. W jednym momencie poczułam, że już całkiem tracę grunt pod nogami Pod nogą prawą konkretnie. Raz na wozie raz pod... Tonę więc! No cóż.... pułapka. Pa nóżko!
Moja prawa, prawowita zapadła w jakimś kartonie niewiadomym, zbyt pustym jak się okazuje. W ułamku sekundy zrobiła się w nim dziura jak paszcza rekina. Z zębami nawet, albo fiszbinami takimi jak u wieloryba. Okazało się też prawie natychmiast, do kogo należał ów karton. I wszystkie kartony obok. Do tej naburmuszonej wieśniaczki należał, w pasiastej spódnicy, z którą miałam do czynienia na peronie. Lepiej trafić nie mogłam. Ma się to szczęście no nie? Śmiejcie się, śmiejcie... Rozległ się przeraźliwy pisk i lamentacja baby. Do tego z głębi pudła zaświergotało jak na weselu chińskich wróbli. Myślałam, że zawału dostanę, tak mnie coś ścisnęła w gardle. Gówno myślałam, to prawie był zawał! A zaraz potem myślałam... Co ja z tymi myśleniami wyjeżdżam? W takich sytuacjach nie ma czasu na żadne myślenia. Czułam, że mi serce pęka kiedy się okazało, że stratowałam kilkanaście malutkich, puszystych takich, zaledwie trzydniowych, milusich pisklaków, ...albo czterodniowych raczej? Kaczuszek chyba, żółciutkich? Ratować je chciałam natychmiast, przytulić no nie wiem, ...dać wody, ...buzi? Przeprosiłam nawet babę, ale ta nie przestawała drzeć mordy. Ryczałam już prawie. Czy o to jej chodziło, tej babie wrednej, ...durnej tej?!
Dobrze, że Lesio nie stracił zimnej krwi, natychmiast odepchnął mnie w stronę przedziału a babę w pasiaku pstrokatą, udobruchał jakimś tajemnym sposobem. No coś tam jej szepnął do ucha i jeszcze... No wsunął jej w dłoń. Srebrzystą monetę chyba? Płakać mi się chciało z powodu śmierci tych maleństw, tych takich, Bogu ducha winnych kurczaczków, ...kaczuszek? JesuuuUuu... czego ci ludzie nie wywożą do Budapesztu na sprzedaż?! Cała drżałam.
Uff za dużo wrażeń jak na jeden dzień! Do takiej pracy trzeba mieć stalowe nerwy, a siłę i upór jak dardanelskie muły. Na szczęście nasz przedział był drugi od wejścia i miałam w nim zaklepane miejsce siedzące. Leżące prawie... A przynajmniej takie z możliwością wyciągnięcia się i rozprostowania. Kiedy tam dotarłam byłam zlana potem i całkowicie oszołomiona. Uprzejmi Gdańszczanie z naszego przedziału, życzliwie się mną zajęli, uśmiechali się, czymś częstowali nawet, ...ciastkami chyba? Nie, dziękuję. I ta trójka spod okna też czymś częstowała. Coś mówili, nic nie rozumiałam. Pragnęłam już tylko odpocząć, wsunąć pod głowę kawałek poduszki, zdrzemnąć się troszkę. Kiedy znalazłam się w upragnionym przedziale, napięcia całego dnia, które trzymały mnie na nogach lepiej niż mocna kawa, nagle odpuściły. Jasiuuuu mój, jasieczku mięciutki! Domowo zrobiło się, przytulnie i ciepło. Opadłam bezsilna. Trochę duszno było pomimo otwartych okien. Lesio coś do mnie mówił. Nie czułam już rąk. Ze spiżarni dochodził zapach prawdziwej szynki, polędwicy, mięsistych boczków, takich domowych, bezcennych, na olchowym drewnie wędzonych... Mówił... Błogo było... Przez uchylone okna lekki wietrzyk niósł zapach polnych kwiatów. Albo to kwitły właśnie bzy? Ale bzy już były? Dawno były dość temu, z miesiąc chyba? Posiekać bym się dała, że to jednak bzy tak pachną... Trzeba koniecznie ułamać kilka gałązek do wazonu. Nie to raczej w czyimś plecaku stłukła się butelka szamponu, albo perfum ktoś zdepnął? Otwórz oko! Wróg podsuwa ci wódkę! Mama kroiła w kostkę wątróbki. Zawiezie je potem na Węgry i sprzeda. W rondlu skwierczała cebulka. Ach apetyczny aromat nęcił. Taki może mieć tylko cebulka smażona na słonince z wędzonego podgardla wieprzowego. A ja przecież od rana nic nie jadłam ciepłego. Tylko kanapki i kanapki, ...i kanaaap-ki, taaak to to i kaaa-nap... i szarpnęło i pociąg ruuuuszył tak to to, ...i kaaa-na-pki tak to to, ...ka-na-pki-to-to-ka-nap-ki-ka-nap-ki-ka-nap... Obudziłam się chyba? nap-ki-ka-nap... Jakieś twarze nierealne przewinęły mi się przed oczami.Tak-to-to... Gdańszczanie, kobieta w chustce na głowie, koło czterdziestki, druga trochę młodsza, uśmiechnięta niepewnie, facet o pucułowatej twarzy. No to śpię dalej.

***

Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)
* | 2005.02.11 13:40:16
Aaa, kotki dwa... A kaczuszki martwe...nie dziwię się, że szynki jej się śnią a nie drób.