Wpis który komentujesz: | z cyklu Zawidziane: Poszedłem na spacer, bo spędzam zbyt dużo czasu karmiąc uzależniony mózg tłustymi kawałkami internetowej sieci. Idę sobie idę. Mijam różne słomkowe trawy, drzewa, jakieś takie żółto pomarańczowe widoki. Zupełnie jak jesienią, nie zimą. Dotarłem do ogromnej łąki. I co widzę? Pewien pan wyprowadza na spacer swojego wielkiego psa. Ale jak! Pewien pan, jeździ sobie samochodem na niemieckich blachach po łące. Wystawia rękę, czasem głowę, przez okno i woła psa. A pies biega za samochodem. Obserwowałem to jakieś 10 minut. W takiej sytuacji musiałem wsadzić sobie spowrotem w dupę moje narzekania na rosnące ceny paliw. Okazało się, że po prostu nie potrafię zrobić z benzyny właściwego użytku i zamiast wyprowadzić nią, moją mućkę, to ja ją marnuję na dojazdy na uczelnię (co za głupota, jak ja mogłem tak robić ?!). Wujek ksiądz zmarł. No trudno. Tylko tych dzieci szkoda. Bez ojca będą się wychowywały. Bo mój wujek, to nie był taki zwykły ksiunc. Tylko taki, co jak sobie popił, to chwalił się wszem i wobec, że ma troje dzieci i wiele innych gadżetów porozrzuconych po terenach przeróżnych parafii. No i kto wesprze te dzieciątka? ZUS? Nie. Kuria biskupia? W życiu. Ale zostawmy temat wujka chujka, bo jest mało filozoficzny. Proponuję eksperyment, który wypróbowałem na sobie: Odnajdźcie kredki świecowe. Stare, połamane. Wyobraźcie sobie, że jesteście pięcioletnimi dziećmi. I rysujcie. Żadne tam wyszukane kosmosy. Rysujcie to co przychodziłoby wam do głowy, gdybyście mieli pięć lat. Czyli mama, tata, kotek. Strażak którym, chcieliście zostać itp. Nie starajcie się rysować zbyt ładnie. Ale też nie za brzydko. Powinniście to robić dokładnie tak, jak robi to pięcioletnie dziecko. Zabawa jest niesamowita. P.S. Moje kredki świecowe zawierają w sobie kolory: zielony, czerwony, żółty, pomarańczowy, biały(?), czarny i brązowy. I co te biedne dzieci mają narysować? Gdy rysowałem tatusia i chciałem mu pokolorować sweterek, to nie mogłem wybrać koloru. Bo jest ich bardo niewiele, a każde ma jakieś psychologiczne znaczenie, a chciałem, aby sweterek był od tego znaczenia wolny. Zielony, znaczyłby, że tata był dla mnie łagodny, czerwony - agresywny, brązowy - miał mnie w dupie itp. Więc nie mogłem dobrać tatusiowi sweterka. Tak czy siak, polecam zabawę. Wyobraźcie sobie, że wiecie co mogą znaczyć wszystkie psychologiczne zagrywki w dziecinnych rysunkach, na przykład, jeśli dziecko narysuje mamę większą, niż reszta rodziny, to jest do niej bardzo przywiązany (albo po prostu jest zajebiście wysoka). Jeśli dziecko trzyma tatusia za rękę, a mama jest z drugiej strony rysunku, znaczy, że mama poświęca mu za mało uwagi i na przykład dużo pracuje. Przemyślcie sobie cały ten system znaków. Narysujcie potem rysunek. Możecie go potem powiesić nad łóżkiem. Dziecinnie proste znaki, które i tak zapewne tylko wy będziecie w stanie odczytać. Jeden obrazek będzie w stanie powiedzieć bardzo wiele, przekonajcie się. Ale jednocześnie podejdźcie do tego na luzie. Pozdrawiam. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
xelc | 2005.03.17 00:33:49 tacy panowie nigdy się nie nauczą. Niby szkoda śmiac się ze złamanego jamnikowego kręgosłupa... ale jakoś i tak się śmieję :D exruda | 2005.03.08 19:57:25 Co do wujka: z powodu tych biednych księżych sierotek jestem za z niesieniem celibatu. Bo co dzieci winne? Co do biznesmenów i ich przywiązania do zwierząt, znam teą piękności historyjkę (Przemo, wybacz, że to sprzedaję, ale kurczę ... no piękna jest). Otóż pan biznesmen w ramach poczucia winy idzie wreszcie na swój comiesieczny psacer z psem jamnikiem, ulubieńcemreszty rodziny, zwłaszcza córeczki. Jednakze biznesmen nie ma doprawdy czasu ( w ciągu dwóch minut - trzy sikania psa - ile można zarobić na giełdzie? no właśnie, ja nie wiem, ale ten biznesmen na pewno wiedział) ani cierpliwości na długie spacery, więc nerwowo pociągał za smycz. Raz pociągnął trochę za nerwowo i jamnik zemdlał. Dobry pan psie zwłoki zawiózl natychmiast do weterynarza, żeby zwierzę ocucić, bo co córka powie. Weterynarz orzekł, ze pies ma złamany kręgosłup. Na to pan biznesmen wyjmuje tysiąc złotych i każe dawać najdroższe leki. Pan weterynarz mówi bez ogródek, że tego się nie da wyleczyć, gdyż niestety pies nieodwołalnie stał się martwy. Więc pan biznesmen wyjmuje dwa tysiące i prosi o drugi egzemplarz jamnika, "tylko żeby był podobny, bo wie pan, córka była przywiązana." W gabinecie weterynarza pan nauczył się, że są takie rzeczy, kórych nie można kupić. Może już nie będzie bił żony tak mocno. |