Wpis który komentujesz: | podnosze sluchawke, wybieram numer, sygnal... - halo? - slysze mily... - dobry wieczor, chcialem sie umowic. - do kogo? - cieply... - eee - chwila zwatpienia - nie ma znaczenia. - na ktora? - uspokajajacy... - a moze byc teraz? - owszem, akurat mamy wolne - kobiecy glos. - to ja za chwile bede, mieszkam niedaleko. - dobrze, do widzenia panu - szczek sluchawki. myje zeby, K. pyta sie gdzie wychodze, jednak odpowiadam tylko, ze bede niedlugo. swoja droga dlaczego to, ze myje zeby, dla niej zawsze oznacza, ze musze gdzies wychodzic?! ja zawsze myje zeby! szesc, jesli nie wiecej, razy na dzien, i to nie tylko wtedy, kiedy gdzies wychodze. ubieram sie szybko. tshirt, jeansy, sweter, szal, czapka, buty, korytarz, winda i przenikliwy, mrozny, uparcie wdzierajacy pod puchowa kurtke wiatr. kilkaset krokow miedzy budynkami i jestem na miejscu. schodze po schodkach i otwieram skrzypiace drzwi. w srodku cieplo, przytulnie, zapach perfum i lakieru do wlosow. otrzepuje buty ze sniegu i lekko niesmialym krokiem wchodze glebiej. w korytarzu pusto, stoi tylko skladane krzeslo, klika rozrzuconych gazet lezy na toaletce, a przycmione swiatlo leniwie wypelza spod bezowego abazura. zza kotary przeswituje postac, kobieta. nie widze jej wyraznie. - to pan dzwonil? - pyta tym samym kojacym glosem. przytakuje skinieniem. - prosze wejsc, jak tylko sie pan rozbierze. uwalniam powoli szyje z objec niedbale owinietego szala i odwieszam kurtke na drewnianym wieszaku stojacym kolo toaletki. zmierzam w strone kotary. w tej samej chwili jakas inna kobieta w cala armia papilotow na glowie, kubkiem parujacej herbaty w reku i kapciach na nogach wylania sie zza niej. odruchowo mowie 'dzien dobry', ona jednak albo mnie ignoruje, albo pograzona w swoich myslach po prostu nie slyszy i nic nie odpowiada. bezszelestnie przemykajac sie przez korytarz znika w pomieszczeniu znajdujacym sie za moimi plecami. ide dalej, przedzieram sie powoli przez kotare. zapach perfum uderza ze wzmozona sila. w pomieszczeniu jestem tylko ja i ona. jest niska, ma nie wiecej niz metr szescdziesiat wzrostu oraz kruczoczarne, farbowane wlosy spiete z tylu glowy. z twarzy i oczu podobna jest troche do christiny ricci. jej opalenizna, choc nie nachalna, niezbicie swiadczy, iz juz nie jeden kwadrans tej zimy spedzila bezczynnie lezac pod ultrafioletem. bialy usmiech ladnie kontrastuje z jej brazowa skora, a maly piercing na lewym platku nosa zakancza wszystko blyszczacym akcentem. jest ladna, seksy. siadam na wskazanym przez nia fotelu. zdejmuje sweter i odprezam sie. czuje dotyk jej cieplych dloni delikatnie, powoli i niby to niechcacy muskajacych moje czolo i kark. zawsze dostaje dreszczy gdy ktos przeczesuje moje wlosy palcami. teraz tez czuje dreszcze. rozprzestrzeniaja sie od szyi w gore, na czubek glowy oraz w dol, przez plecy, do palcy rak i nog. uwielbiam to. moglbym teraz zamknac oczy i zasnac, bo w jakis dziwny sposob dreszcze te kojarza mi sie... z domem, ze spokojem... kojarza mi sie z miloscia. szkoda tylko ze w dzisiejszych czasach, trzeba za to placic. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
roz | 2005.03.08 00:33:04 Ty nie masz szala :> to jest zaledwie szalik :P no, chyba, ze cos sie zmienilo od poprzedniego wtorku? ;) |