Wpis który komentujesz: | Politycznie znow Skad sie tylu ludziom w Polsce bierze przekonanie, ze zrobienie edukacji odplatnej rozwiaze wszystkie jej bolaczki? Owszem, przyklady szkol prywatnych i spolczenych, slono platnych, pokazuja, ze ich poziom jest znacznie wyzszy od panstwowych - przynajmniej na etapie edukacji podstawowej i sredniej. To prawda, ze nauczycielom panstwowym sie z przeproszeniem gowno placi i podniesienie ich pensji pozwoli zatrzymac/przyciagnac najlepszych. Tylko czy aby napewno? Znacznie wieksza zakala - zwlaszcza na poziomie uniwersyteckim - jest brak jasnych i przejrzystych przepisow dotyczacych weryfikacji kadry. Iluz to pseudoprofesorow i docentow sie tam kisi, ludzi ktorzy nie robia praktycznie nic - no moze od czasu do czasu napisza jakis artykulik, zeby ich nie wyrzucono... Ale trwaja, bo maja znajomosci i sa w ukladzie. Ci spoza ukladu - won. Nie, to nie jest teoria spiskowa. Kazdy kto mial do czynienia z kadra naukowa na panstwowej (i nie tylko) uczelni moze to potwierdzic. Tylko co da zrobienie platnej edukacji na skale calego kraju? W duzym stopniu efekty mozna obserwowac w USA. Kilkanascie prestizowych, najlepszych uniwersytetow, ktorych ukonczenie z dobra lokata w zasadzie gwarantuje ciekawa prace, w wiekszosci tez dobrze platna. Absolwenci sa odlawiani przez pracodawcow zaraz po uzyskaniu dyplomu a nawet wczesniej, podczas internship. Semestr na takiej uczelni (Stanford, Princeton, Harvard) kosztuje niebotyczne pieniadze - kilkadziesiat tysiecy dolarow. Na taki wydatek edukacyjny stac tylko dzieci z najbogatszych rodzin i to one stanowia tam 95% (jak nie wiecej) studentow. Odsetek tych, co ciagna na stypendiach jest na tyle znikomy, ze w zasadzie pomijalny. Zreszta takie stypendium pokrywa tylko czesc kosztow, a trzeba jeszcze zaplacic reszte plus jakos sie utrzymac. Dzieci z biednych rodzin nie maja absolutnie szans. Z trudem przychodzi im nawet zaplacenie za uniwersytet stanowy, najczesciej laduja w tz. community college, ktore to szkoly oferuja tylko stopien "associate" - cos jak dwuletnia szkola pomaturalna w Polsce. Tyle, ze przy odpowiedniej gimnastyce i spelnieniu okreslonych wymagan mozna sie potem transferowac na uniwersytet (znow, tylko na wyznaczone a nie na kazdy). Dzieci bidakow, ktorzy utrzymuja sie z dorywczej pracy fizycznej platnej pare dolcow na godzine nie koncza zadnych szkol, bo ich na to nie stac. Zaczynaja pracowac jako nastolatki tak samo jak ich rodzice i tak wlasnie koncza. Przepasc pomiedzy biednymi a wyzsza klasa srednia sie poglebia. Czy warto takie rozwiazania kopiowac w Polsce? |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
sarah | 2005.03.31 20:08:19 D: tylko ze niestety nic z niego nie wynika... swiat jeset znacznie bardziej skomplikowany. D- | 2005.03.31 17:43:28 Nie wiem, ale u nas takie myślenie jest baaardzo popularne. Na kłopoty firmy - prywatyzacja. Na przestepców - ustawa. Na szkołe -prywatyzacja. Dobre pobożne życzenie nie jest złe. |