Wpis który komentujesz: | Oto pierwszy rozdział powieści "Punkt zwrotny Zero" Krzysztofa Orlika-Węgierskiego, który jest moim przyjacielem i zgadza się na publikację swojej książki w odcinkach.. Rodział I Podróż za ocean Byliśmy bardzo młodym i szczęśliwym narzeczeństwem, które nie mogło uwierzyć w szczęście płynące z możliwości posiadania siebie tylko dla siebie. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego jakie wielkie zmiany dotkną nas i nasze otoczenie po tamtych wydarzeniach z przyszłości. Nasz związek możemy nazwać miłością prawdziwie studencką, gdyż była ona namiętna i romantyczna. Ona – Anna Kot, wówczas piękna młoda studentka pierwszego roku amerykanistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Zaliczała się do niezwykle inteligentnych, a swoimi długimi, bo aż do pasa sięgającymi, złotymi i falującymi włosami jak równie długimi nogami, oraz pięknymi błękitnymi oczami wprawiała w zakłopotanie nie tylko swoich kolegów z roku, ale także swoich wykładowców. Natomiast ja – Piotr Makowski, wówczas ekscentryczny student trzeciego roku filozofii czytający na okrągło Platona, Woltera, Locka i im podobnych nie miałem czasu na miłość, a zresztą myślałem, że nikt nie interesuje się takim dziwakiem w okrągłych okularach. Na pewno jesteście ciekawi jak się poznaliśmy? Otóż, bliżej poznaliśmy się na lekcji włoskiego, a właściwie zaraz po niej. Dobrze pamiętam tamten dzień. Był to wtorek 11 października, godzina jak na ironię też 11. Właśnie kończyliśmy zajęcia gdy Ania pospiesznie wybiegła z sali śpiesząc się na kolejny wykład z macierzystego kierunku upuszczając przy tym jeden ze swoich podręczników. Kiedy zguba ot tak sobie leżała już chwilę, a właścicielka po nią nie wracała, podniosłem ją i pobiegłem jej szukać. Kiedy już dotarłem na wydział amerykanistyki gdzieś przy sekretariacie zauważyłem na ścianie kartkę z napisem: UWAGA !!! Uprzejmie informujemy, iż w związku z epidemią grypy zajęcia na wydziale amerykanistyki zostają wstrzymane od 11 października, aż do momentu odwołania stanu epidemii. Za wszelkie niedogodności przepraszamy. No, ładnie – pomyślałem. Jak ja jej teraz oddam tę książkę? Nagle, nie wiem po co otworzyłem tę zgubę, już dokładnie nie pamiętam gdzie, czy to na końcu czy też na początku, ale to nie jest istotne. Ważnym natomiast było to, że tam gdzie otworzyła mi się książka znalazłem zdjęcie Ani, a pod nim wiadomość, która brzmiała tak: “Cześć, nazywam się Anna Kot i studiuję amerykanistykę na UW, ale jest to dopiero mój pierwszy rok. Jestem więc trochę roztargniona i mogę w tym wielkim zamieszaniu zgubić książkę, dlatego też podaję swój adres: 00-079 Warszawa, Św. Walentego 7 m. 9 Na uczciwego znalazcę czeka nagroda.” Byłem uratowany, miałem zarówno adres jak i dłuższą przerwę na lunch. Jedyną rzeczą, której mi brakowało była odwaga, ale po namyśle racjonalny rozum zwyciężył nad bojaźnią serca i poszedłem. Na szczęście ulica Św. Walentego nie była daleko i znałem tę okolicę, gdyż często przesiadywałem w kawiarni “U Amora” pod numerem 14. Nie przypuszczałem jeszcze wtedy, że moja pierwsza miłość będzie mieszkała w tak niewielkiej odległości od tego lokalu, nie wiedziałem także jaką istotną rolę odegra to miejsce spotkań towarzyskich w początkowej fazie naszej znajomości. No, ale wracając do konkretów, odnalazłem podane mieszkanie bez większych kłopotów. Muszę jednak przyznać, że w momencie kiedy od przeznaczenia dzieliło mnie kilka schodków to nogi odmówiły mi posłuszeństwa i były jak z waty, a na całym ciele wystąpił pot. Jakoś jednak dotarłem na drugie piętro i zadzwoniłem do drzwi. Drzwi otworzyła mi Ania, która wtedy wydała mi się jeszcze piękniejsza niż zwykle. -zień dobry – odezwałem się nieśmiało. Dzień dobry. Czy pani Anna Kot? Tak. A o co chodzi? Znalazłem pani książkę. Aha! Och, proszę mi wybaczyć, zapomniałem się przedstawić, Piotr Makowski. Miło mi. Proszę niech pan wejdzie. Dziękuję pani. Skorzystałem z zaproszenia i wszedłem. Gospodyni wprowadziła mnie do salonu i posadziła przy stole. Sama usiadła naprzeciwko mnie. Z tego co udało mi się zauważyć to małe mieszkanie składało się z dwóch pokoi, kuchni i łazienki. Ładne ma pani mieszkanie. Dziękuję. Co prawda małe ,ale jak na początek samodzielnego życia zupełnie wystarczy. Tak zapewne. Ach, prawda! Zapomniałam o nagrodzie. – Wstała od stołu i chciała pójść po pieniądze. Ja jednak czułbym się niezręcznie przyjmując za taką drobną przysługę zapłatę, więc powiedziałem: Pani raczy żartować, nie zrobiłem przecież tego dla nagrody. Zamiast tego napiłbym się herbaty, jeśli można? Ależ, tak. Już robię. W czasie gdy była w kuchni miałem trochę czasu, aby rozejrzeć się po salonie. Pierwsza rzecz, która mnie urzekła – rzecz jasna oprócz osobistego uroku pani domu, był niesamowity, niemalże pedantyczny porządek i estetyzm. Czarne meble doskonale pasowały do białych ścian. Nad kanapą wisiał obraz przedstawiający bawiący się dwór królewski, króla Ludwika XVI. Na prawo od kanapy znajdował się mały, lekko zagracony balkonik. Niedaleko obok znajdował się hebanowy stół na osiem osób. Poza tymi meblami w salonie znajdowały się: regał z książkami, telewizor, odtwarzacz video, dwa fotele i jeden mniejszy stolik. Drugi pokój był zamknięty więc tam nie myszkowałem, bo to nie wypada. Po upływie około dziesięciu minut Ania wróciła z dzbankiem tak dobrej kawy, że jej smak pamiętałem jeszcze bardzo, bardzo długo. Znowu zaczęliśmy rozmawiać: To czym się pan zajmuje, panie Piotrze? – zapytała popijając herbatę. Studiuję filozofię. Filozofię! Ach, to musi być intrygujące. Tak, jestem zadowolony z mojego wyboru. A tak przy okazji to mam do pani prośbę. Słucham. Czy mogłaby mi pani mówić po imieniu? Oczywiście. – zgodziła się ochoczo. A ty czym się trudzisz Aniu? – O, przepraszam za ten nietakt – speszyłem się. - Przecież, nic się nie stało. Przyjąłeś tylko brytyjsko-amerykański styl rozmowy. – roześmiała się. Skąd taka dokładna znajomość tego tematu? – zapytałem. To proste... Racja studiujesz amerykanistykę – czy nie tak? Zgadłeś. I tak wzięła początek nasza znajomość. * Po mojej pierwszej wizycie u Ani, każdy następny dzień był kolejnym ogniwem w łańcuchu naszego szczęścia. Staraliśmy się wykorzystywać wszystkie wolne chwile, aby móc spędzać jak najwięcej czasu ze sobą. To dlatego czekaliśmy na siebie po zajęciach i odprowadzaliśmy się do domów, przesiadywaliśmy godzinami" U Amora " wpatrując się w siebie. W miarę dojrzewania naszej znajomości zaczęła nas męczyć taka forma związku. Postanowiłem więc w drugą rocznicę naszego poznania się zabrać damę mojego serca na nastrojową kolację Ania na ten wieczór wybrała najatrakcyjniejszą kreację ,jaką dotąd widziałem. Składała się ona z dwóch części. Z sukienki na ramiączkach, z ,odkrytymi plecami sięgająca do ziemi. Po bokach tej jakże prostej sukni znajdowały się dwa rozcięcia. Rozcięcia te przebiegały od' kolan w dół. Natomiast górną część stanowił haftowany żakiet, który uszyto z tiulu .Patrząc na niego z przodu zobaczyłem bo bokach dwa idące w linii pionowej splecione wężykowate szlaczki. Między tymi szlaczkami zauważyłem małe guziczki perłowego koloru. Chciałbym też wspomnieć o mankietach, gdyż były one koronkowe. Kolejną rzeczą ,która mnie zadziwiła w stroju Ani była przepięknie wyhaftowana, rozłożysta róża znajdująca się na tylnej części żakietu. Do tego wszystkiego dodajmy jeszcze czarne pończochy, niebieskie szpilki i rozpuszczone złote włosy, a gwarantuje, że wszyscy otrzymamy wizerunek miss studenckiego seksu. Jeżeli chodzi o to co wydarzyło się przy deserze to wszystko zaczęło się od ~ dyskretnego pytania Ani, która oczekując na swoje lody, popijała majestatycznie lampkę czerwonego wina ,nagle głosem pełnym niepokoju zapytała: -Piotrusiu! -Słucham ,kochanie. -Czemu zabrałeś mnie w tak ekskluzywne miejsce? -Dlatego, bo jesteś piękną damą, a piękne damy chodzą do eleganckich lokali - Och, ty, niepoprawnie szaleńczy filozofie ! – roześmiała się Ania Kochanie, czy uwierzysz , dzisiaj mijają dwa lata odkąd nie ustanie obdarzasz mnie szczęściem? Tak wiem, ale to szczęście dajemy sobie wzajemnie – uśmiechnęliśmy się do siebie Cieszę się , że tak mówisz bo mam Ci coś ważnego do powiedzenie. Mój Ty Boże, a co takiego? Widzisz kochanie, chciałem Ci już dawno powiedzieć ... Tak? Jak jesteś dla mnie ważna i sądzę, że nadszedł czas zalegalizowania naszego związku. Piotrek, czy ty mi się teraz oświadczasz? Przynajmniej usiłuje to uczynić.- podszedłem do jej krzesła ukląkłem uprzednio wyjąwszy pierścionek zaczynowy i rozpocząłem swój monolog: Kochanie, świadomy tego ,że nie będę w stanie od razu ofiarować Ci pięknego domu , ani klejnotów ośmielam się zapytać czy uczynisz mi ten zaszczyt i zechcesz zostać moją żoną. Wiesz dobrze, że nie liczą się dla mnie bogactwo i z przyjemnością zostanę Twoją żoną, tylko..... Tak? Co na to nasi rodzice? Nie mamy się co martwić na zapas ,zresztą na pewno będą bardzo zadowoleni. Zresztą to nasze szczęście się liczy ,a my jesteśmy chyba szczęśliwi ,prawda? Tak masz rację. * Rodzice rzeczywiście nie okazali z początku zbytniego entuzjazmu. Moja mama - niepoprawna katastrofistka ciągle raczyła mnie takimi pytaniami jak.. Jak sobie wyobrażam życie z Anią? Z czego będziesz utrzymywać Twoją rodzinę, chyba nie z tej swojej filozoficznej pensji? A z resztą co to za zawód filozofa? itp. W takich wypadkach miałem już gotową odpowiedz -mówiłem wtedy.." Mamo! Przestań się niepotrzebnie zamartwiać. W końcu to ja mam zamiar się ożenić i bądź co bądźto do mnie będzie należało utrzymanie mojej przyszłej rodziny. Nie sądziłem jeszcze wtedy ,że los spłata mi takiego figla. Mianowicie na tydzień przed ślubem, kiedy już wszystkie zaproszenia były rozesłane Ania przyszła do mnie z kwaśną miną i ze smutkiem w głosie powiedziała: -Cześć, kochanie! -spojrzała w ziemie. -Witaj skarbie! -wstałem od biurka, podszedłem i pocałowaliśmy się na powitanie. -Lepiej będzie jak usiądziesz. -powiedziała -Czemu, czy coś się stało? -zapytałem z lekkim niepokojem w głosie. -Jeszcze nic, ale... -Ale co ? -Ale może się stać. -O czym ty mówisz? -O tym . Wyciąga z lewej dolnej kieszeni swojego czarnego żakietu pismo następującej treści: Z wielką satysfakcją dziekanat wydziału amerykanistyki UniwersytetuWarszawskiego zawiadamia panią Annę Kot o przyznaniu Jej rocznego stypendium wysokości 500 USD miesięcznie. Stypendium rozpocznie się 9 września bieżącego roku na Uniwersytecie ŚW. Barbary w Nowym Orleanie w stanie Nowy Orlean. Gratulacje przesyła prof. dr hab. Aleksander Kier Rektor Uniwersytetu Warszawskiego -Nie, to niemożliwe! -Jak to nie cieszysz się? -Ależ cieszę się, cieszę. -To dlaczego stajesz się agresywny? -Nie staję się agresywnym! Tylko... -Tylko co? ! -wrzasnęła . -Tylko, myślałem o... -O czym? -O naszym ślubie -do stu piorunów! -W momencie, gdy otwiera się przede mną życiowa szansa ty myślisz o ślubie! -Tak, bo nie wiem co mam robić?! -Przełóż ślub, weźmiemy go jak wrócę. -A goście? -Przeprosisz ich, ja jadę. I pojechała. c.d.n. już wkrótce!! ___________________________________________________________________________ |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
pwl | 2005.04.08 14:10:03 "miss studenckiego seksu (...) popijała majestatycznie lampkę czerwonego wina" ;D chyba zaraz wykorkuję ;D |