Wpis który komentujesz: | Rozdział IV List zza Oceanu Po przyjęciu u Konrada targany przez różnorodne refleksje, dobitniej odczuwałem brak Ani, a sama myśl o jej powrocie, czy też o tym, że w każdej chwili może nadejść list czy jakakolwiek inna wiadomość zza oceanu równała się dla mnie z uzyskaniem nagrody Nobla lub innej prestiżowej nagrody. Aby niejako zagłuszyć tę tęsknotę, która uniemożliwiała mi moją egzystencję postanowiłem zająć się pracą. W czym pomógł mi szef katedry filozofii pan profesor Konstanty Nóżka, a było tak. We wtorek o godzinie 10:00 to jest tuż po zajęciach “Filozofia i Sacrum” podszedł do mnie pan profesor i powiedział: - Panie Piotrze, czy mógłby pan wejść do mnie po zajęciach? - Tak, oczywiście panie profesorze . - O której pan ma przerwę ? - O 13-tej - Świetnie będę na pana czekał u siebie . - Dobrze panie profesorze będę na pewno, do zobaczenia. - No i masz! Mam wizytę u szefa za fryko – Co prawda szef był miłym sześćdziesięcioletnim, siwowłosym posiadaczem arystotelańskiej brody mówiącym w pięciu językach obcych ,ale każdy wiedział ,że taka wizyta nie wróży nic dobrego. Nie trudno więc sobie wyobrazić mojego stanu zdenerwowania w jakim się znajdowałem, aż do umówionej godziny. To napięcie spowodowane tak nieoczekiwanym zaproszeniem uruchomiło łańcuch przyczyn, do godziny 13.00 zadawałem sobie następujące dwa pytania: czym sobie zasłużyłem na takie wyróżnienie, oraz czego oczekuje ode mnie pan profesor? Na szczęście nie musiałem długo czekać na odpowiedź i punktualnie o pierwszej zjawiłem się przed gabinetem profesora. Te drzwi, które widziałem tak wiele razy teraz wydawały mi się inne, bielsze, jaśniejsze, a tabliczka z nazwiskiem profesora była nie zwykle uroczysta, więc z duszą na ramieniu zapukałem. - Proszę. - Dzień dobry panie profesorze. - Dzień dobry panie Piotrze, proszę niech pan wejdzie – profesor wstał od biurka i ruchem ręki zaprosił mnie do stołu znajdującego się z prawej stronie od wejścia - Dziękuję.- wszedłem i usiadłem na wskazanym miejscu, a pan profesor naprzeciwko mnie. - Poprosiłem pana do siebie panie Piotrze, ponieważ mam do pewną prośbę. - Prośbę? - Tak. - Do mnie panie profesorze? Ale co ja mogę dla pana zrobić? - Już uchylam panu rąbka tajemnicy. - Bardzo mnie pan zaintrygował panie profesorze. - Cieszę się, ale przejdźmy do meritum . - Słusznie. - Już po pierwszym wykładzie z franciszkanizmu zauważyłem, że pan panie Piotrze pasjonuje się zagadnieniami mistycznymi. - Tak to prawda, ale przyznam się, że jak na razie nie widzę związku między moim zainteresowaniem, a tak zaszczytnym zaproszeniem jakie mnie dzisiaj spotkało. - To zrozumiałe więc, aby nie trzymać pana dłużej w napięciu..... - Panie profesorze, bardzo pana proszę. - Dobrze już dobrze. Chciałbym aby napisał pan pracę na temat: “Istota Boga w myśli filozoficznej romantyzmu” - Wymarzony temat pracy magisterskiej panie profesorze . - Cieszę się . - A ile mam czasu na jej napisanie ? - Zobaczmy najpierw proszę się oswoić z tematem i powoli zbierać materiały– uśmiechnął się. - Dziękuje Panie profesorze, nigdy nie marzyłem o takim temacie. - Podziękuje pan jak pan napisze –roześmiał się profesor, odruchowo spojrzałem na zegarek - Przepraszam Panie profesorze, ale za moment mam zajęcia - Rzeczywiście, przepraszam nie chcę pana zatrzymywać, ale gdyby pan chciał porozmawiać to proszę o mnie pamiętać. - Oczywiście będę, dziękuje Panie profesorze .Do widzenia. - Do widzenia panie Piotrze. * Po wizycie u profesora poczułem się dziwnie uskrzydlony i niepokonany. To uczucie towarzyszyło mi przez resztę dnia. Nagle wszelkie obawy, lęki oraz inne objawy tęsknoty zostały przyćmione przez horyzontalną możliwość odkrycia, zrobienia czegoś dla nauki. W takim nastroju zbliżałem się w kierunku domu, byłem po prostu panem świata. No bo jak często zdarza się, że profesor proponuje temat pracy magisterskiej w przekonaniu, iż studenta stać ma jej napisanie? To wszystko skłania mnie do powtórzenia znamiennego tytułu filmu Felliniego “La vitŕ č bella”. Gdy wróciłem do domu poddałem się pełnej relaksacji. Po wzięciu prysznica, przyszedł czas na rozkoszowanie się lampką czegoś dobrego i muzyką. Miałem akurat ochotę na kieliszek białego Martini, a jeśli chodzi o muzykę to Mozart zrobił swoje. Byłem naprawdę w “siódmym niebie”. Myślałem, że limit niespodzianek na dzień dzisiejszy został już wyczerpany, a jednak nie do końca. Kiedy tak beztrosko oddawałem się rozkoszom zmęczonego, ale dumnego studenta nieoczekiwanie odezwał się dzwonek do drzwi. Trochę się zdziwiłem, bo przecież z nikim się nie umawiałem, chyba że o kimś bym zapomniał. - Kto tam? - zapytałem przez drzwi - Poczta - usłyszałem. – otworzyłem pośpiesznie drzwi. - Dzień dobry . - Dzień dobry. - Czy pan Piotr Makowski? - Tak. - Oto list do pana .- Wręczył mi kopertę - Dziękuję. - Proszę tutaj pokwitować - podał mi kartkę, którą szybkim i niedbałym ruchem podpisałem. - Proszę. - Dziękuje. - To ja dziękuje. - Do widzenia. - Do widzenia. Drżącymi rękoma obracałem kopertę niedowierzając we własne szczęście. Na tejże przesyłce udało mi się przeczytać “The New Orlean St. Barbara`s University, USA.”- To nie sen, naprawdę napisała- pomyślałem. Czym prędzej otworzyłem list i zacząłem czytać, a brzmiał on tak : “Witaj Piotrze, Czuje się dziwnie pisząc ten list, ale nie wiem dlaczego? Tłumaczę sobie ten stan tym, że przecież to jest mój pierwszy kontakt listowny z Tobą odkąd jesteśmy razem . Widać tak przyzwyczaiłam się do twojej obecności (zawsze na wyciągnięcie ręki), iż teraz z trudnością przychodzi mi formułowanie zdań, gdyż to ty zawsze czytałeś wszelkie problemy z moich oczu (mówiąc przy tym, że są one zwierciadłem mej duszy). Być może to i lepiej , bo nie pewna czy spodobałoby Ci się to co byś w nich wyczytał. Wiesz, po moim przyjeździe do Nowego Orleanu nie było mi łatwo. Nie mogłam się odnaleźć .Mijały dni , tygodnie, miesiące (przecież to już prawie pół roku odkąd wyjechałam ) i z dnia na dzień traciłam sens życia. Do chwili , kiedy poznałam Wiktora Hilla . Wiktor jest magistrem sztuk plastycznych. Poznaliśmy się na jego wykładzie “Potrzeba sztuki w życiu codziennym”. Najpierw zapytał się studentów czy nie chcieliby udać się do miejscowego muzeum, aby obejrzeć stałą ekspozycje impresjonistów francuskich. Oczywiście byłam w grupie zainteresowanych i poszłam .Sama nie wiem jak to się stało, ale po wizycie w muzeum w odstępie jakiś 2 tygodni spotkaliśmy się przypadkiem w barze studenckim. Dosiadł się do mnie, zaczęliśmy rozmawiać i tak od słowa do słowa, a dziś...? No cóż, od 3 tygodni jesteśmy parą. Piotrusiu, chciałabym, abyś zaopiekował się mieszkaniem , które od tej pory należy do Ciebie .Ponieważ moja przyszłość jest tutaj. Proszę także abyś pamiętaj tylko to , co było dobre w naszym związku. Twoja Ania” ___________________________________________________________________________ |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |