Wpis który komentujesz: | Rozdział VII Most linowy nad przepaścią Po tej pamiętnej nocy przeraziłem się. Najpierw siebie, potem otoczenia, a na końcu tego uczucia, które zaczynało ogarniać mnie bez reszty . Co ciekawe tego nie dawało się opisać słowami przynajmniej nie zwykłemu śmiertelnikowi. Choć zdarzali się tacy wielcy tego świata, którzy potrafili o tym mówić, czy też o nim śpiewać. Byli to “aniołowie szarej rzeczywistości”- jednym słowem artyści. Sam nie wiem czemu zacząłem nucić sobie pod nosem fragment piosenki Marka Grechuty: “Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę, Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę; Jednakże gdy cię długo nie oglądam, Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam I tęskniąc sobie zadaję pytanie: Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie? Gdy z oczu znikniesz, nie mogę ni razu W myśli twojego odnowić obrazu; Jednakże nieraz czuję mimo chęci, Że on jest zawsze blisko mej pamięci. I znowu sobie powtarzam pytanie: Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?” - No właśnie, to były te pytania, na które musiałem znaleźć odpowiedź. Tylko, gdzie ich szukać? Postanowiłem poszukać odpowiedzi tam, gdzie człowiek zawsze szuka pomocy w sytuacjach bez wyjścia. Tak, postanowiłem pójść do kościoła. W poszukiwaniu tychże odpowiedzi bardzo mi pomógł pewien młody zakonnik. Ojciec Sergiusz Michalak dawniej po prostu Jacek był moim przyjacielem z czasów szkoły średniej. Przez cały okres licealny wszyscy w klasie zazdrościliśmy mu tych bezgranicznych pokładów duchowości. Co bardziej uszczypliwi określali Jacka mianem “braciszka” bo zawsze był on “w drodze” do, albo też z kościoła. Jednak kiedy bezpośrednio po maturze Jacek złożył papiery z prośbą o przyjęcie go do męskiego zgromadzenia zakonnego Faustynów i o dziwo został przyjęty wprawił całe swoje otoczenie w głębokie osłupienie. Mimo jawnego sprzeciwu swoich rodziców Jacek konsekwentnie realizował swoje zamierzenia. Ta konsekwentność sprawdziła się aż do tego stopnia ,że studia teologiczne zrobił w przeciągu 2 i pół roku .Natomiast jego nad wyraz dojrzała duchowość umożliwiła mu dwie rzeczy pierwsza to utwierdzenie się w prawdziwości powołania zakonnego, a druga to wystosowanie pisemnej prośby do ojca przeora w sprawie umożliwienia mu złożenia wcześniej profesji wieczystej. Takie zezwolenie otrzymał i rok temu uroczyście przyjął imię Sergiusz. Co ciekawe na tej uroczystości nie było jego rodziców . Niemniej miałem to szczęście wziąć udział w tej uroczystości, mało tego została mi obieca celebracja mego ślubu właśnie przez ojca Sergiusza. Ciekawe jak kochany “braciszek” przyjmie te wieści ,które mu przynoszę ? Pojawiłem się w “Faustyneum ” – tak określano teren wokół domu zakonnego wraz z samym domem - w sobotę około 13 :00. Dom ten był otoczony lasem, wokoło domu0 znajdowały się asfaltowe alejki ławki i miejsca zadumy. Całość ogrodzona była metalowym ogrodzeniem z klasyczną furtą z dzwonem .Pociągnąłem więc za sznurek i rozśpiewał się dzwon dając znak o przybyciu nowego wędrowca. Nagle otwarła się furta i zostałem przywitany następnymi słowy: - Wiara i miłość, niech będą z Tobą na wieki. - I z Tobą bracie. - Czym mogę służyć? - Poszukuje ojca Sergiusza. - Czy spodziewa się pańskiego przybycia? - Nie, nie byliśmy umówieni. - Proszę chwilę zaczekać, zaraz go zawołam .- odszedł. Usiadłem w słonecznym miejscu ,tak aby mieć na widoku schody i móc jednocześnie zażywać dobroci kąpieli słonecznej. Niemniej jednak nie miałem zbyt wiele czasu na rozkoszowanie się słońcem, gdyż po niecałych 10 minutach po schodach “Faustyneum ”schodził po woli on. Czarnooki , chudy, wysoki brunet o niesamowicie promiennym uśmiechu. Ubrany był w białą sutannę z wyszytym brązowym krzyżem . Z krzyża zaś odchodziły dwa promienie błękitny i czerwony. Na piersiach wisiał medalion w kształcie serca z łacińskim napisem : “MIZERYCORDIA DOMINI IN ETERNUM CANTABO”, który po polsku oznacza “TWOJE MIŁOSIERDZIE PANIE BĘDĘ GŁOSIŁ NA WIEKI”, a na palcu serdecznym prawej dłoni widniała złota obrączka. Dodajmy do tego wszystkiego różaniec i odwieczny atrybut pielgrzymstwa czyli sandały, a otrzymamy pełny obraz Faustyna. Tak odziany zakonnik podszedł do mnie obdarowując mnie najpierw promiennym uśmiechem do czego dochodził niezwykle silny uścisk braterski - Co za miła niespodzianka .Witaj Piotrze ! - Witaj ojcze. - Piotrze, daj spokój z tymi oficjałami, dla przyjaciół czy w sutannie czy bez sutanny jestem i będę Jackiem. - Przepraszam. - Nie przepraszaj , tylko się przejdź ze mną na spacer. W końcu musisz mi opowiedzieć wszystko o sobie. - Dobrze.- Poszliśmy w stronę brzozowej alejki. - Piotrze nie widziałem Cię tak długo, że nie wiem o co pytać więc powiedz co u Ciebie słychać? - Wiele się ostatnio wydarzyło i tak naprawdę nie wiem od czego zacząć? Może jakbyś zapytał o konkrety, to byłoby mi łatwiej. - Dobrze, spróbuje. Zacznij więc może od swoich poczynań zawodowych. Z tego co pamiętam to wybierałeś się na filozofię? - Tak , to prawda. Jestem bardzo zadowolony z wyboru. Wiesz kilka tygodni temu spotkał mnie niesamowity zaszczyt. - Co takiego? - Kierownik katedry filozofii poprosił mnie na rozmowę. - I ...- Jacek spojrzał na mnie zaciekawiony. - Zaproponował mi temat pracy magisterskiej. - Jaki ? - “Istota Boga w myśli filozoficznej romantyzmu” - No to pięknie, życzę powodzenia. - Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć – roześmialiśmy się . - A jak tam Ania? - W porządku. - W porządku. Piotrze, co to znaczy? - Mam się dobrze i już. - Nie rozumiem . Myślałem ,że zjawiłeś się tutaj, aby ustalić ze mną datę ślubu. - Widzisz, to nie jest takie proste.. - Czemu to? - Ania, wyjechała na roczne stypendium do Nowego Orleanu. - To się pobierzecie jak wróci za rok. - Nie. Po prostu nie będzie ślubu. - Ojej!- Jacek ,aż przysiadł z wrażenia na jednej z ławek znajdujących się w alejce. – Co się stało? - Proza życia. - Jak to rozumiesz? - Zwyczajnie, w ten sam dzień, kiedy byłem u pana profesora wróciłem do domu i rozkoszowałem się sukcesem. Dostałem list ... - Od Ani? - Naturalnie. - Co było w tym liście? - Najkrócej mówiąc wyznanie - Wyznanie, á propos czego? - Á propos jej uczuć względem mnie. - Jak to? - Normalnie przyznała się, że nie mogła znieść samotności i znalazła pocieszenie w ramionach innego. Mało tego to, dodała jeszcze.... - Tak? - Dodała, iż nie ma zamiaru wrócić do kraju. – przysiadłem się do Jacka - Biedaczku, to nie masz łatwiej sytuacji - No nie, a wiesz co jest najgorsze ? - Nie. co takiego ? - Najgorsze jest to, że to nie wszystko. - A co jeszcze? - Po otrzymaniu tego listu miałem “ dołka”. - To zrozumiałe, ale co w tym dziwnego? - Bo wyjść z tego “dołka” pomogła mi pewna osoba, w stosunku do której zaczynam pałać jakimś nieokreślonym uczuciem i szczerze mówiąc po woli zaczynam czuć się zagubiony. - Posłuchaj Piotrze !- Jacek wziął mnie za rękę i tonem pełnym skupienia powiedział : - Jako zakonnik i Twój przyjaciel muszę skomentować w następujący sposób .... - Jak??? - Sama egzystencja człowieka jest z jednej strony darem Miłosierdzia Bożego, a z drugiej strony egzystencja staje się swego rodzaju sprawdzianem . - Sprawdzianem, czego? - Ludzkiej ufności w Miłosierdzie Boże. - Sprawdzian ludzkiej ufności w Miłosierdzie Boże – powtórzyłem zaciekawiony .- Co masz na myśli ?- zapytałem po chwili. - Człowiek, dotknięty cierpieniem skłony jest sformułować błędne twierdzenie, że Bóg wcale nie jest miłosierny skoro mnie obdarzył takim czy innym nieszczęściem. Ten sam człowiek zadaje sobie pytanie o sens cierpienia, widząc otaczające go szczęście. Tymczasem człowiek cierpiący ma niepowtarzalną szansę dostąpić tego miłosierdzia. - Jak to? - Doświadczenie Bólu jest, czy też powinno być możliwością dostrzeżenie tego co nas omija , gdy jesteśmy zabiegani. Jednym słowem moglibyśmy starać się upodobnić bardziej do Chrystusa, który z pełnym miłosierdziem poddał się woli Ojca i poniósł śmierć na krzyżu ,tylko dla tego, aby inni mogli żyć. - Chyba rozumiem., ale nie wiem jak to odnieść do siebie i do tej sytuacji? Czy mógłbyś powiedzieć to jaśniej. - Spróbuje. Jeśli Ania napisała do Ciebie list, w którym zostałeś poinformowany o tym ,że nie zdołała wytrwać przy danej Tobie obietnicy bo obiektem jej uczuć stał się nagle ktoś inny i z nim właśnie z niewiadomych przyczyn po krótkim okresie znajomości chce związać swoje życie . - przerwał – Przepraszam jak długo są razem ? - Dwa miesiące - odparłem. - Widzisz, a więc możemy zaryzykować stwierdzenie ,że Ania swoim listem chciała osiągnąć trzy rzeczy. - Jakie ?- zdziwiłem się. - Chciała przede wszystkim być z Tobą szczera. - O tak, była ze mną szczera ,aż do bólu! – wrzasnąłem . - Nie potrzebnie się denerwujesz, bo poza szczerością Ania chciała jeszcze.... - Tak? - Zwalniając Ciebie z danego słowa pragnie twojego szczęścia, a więc nie miej wyrzutów sumienia i wykorzystaj dar miłości zesłany od Boga. Pamiętaj jednak , że nikt nie da Ci “gotowego przepisu na miłość”. Gdyż nie jest ona usłana różami . Nie mniej z teologicznego punktu widzenia nie ma mowy o zdradzie . Masz więc zielone światło, ale decyzje musisz podjąć sam. - Dzięki postaram się . - W razie potrzeby to wiesz, gdzie możesz szukać pomocy? - Tak, wiem i bardzo Ci dziękuje za to. - Przestań- zawstydził się - Nie masz za co dziękować. - Przecież, robię tylko to ,co każdy “braciszek” robić powinien.-Wymieniliśmy braterski uścisk i opuściłem Faustyneum . ____________________________________________________________________________ |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |