Wpis który komentujesz: | . Znow dopadly mnie watpliwosci. Niewiele trzeba, wystarczy krotkie refleksyjne opowiadanie z Fantastyki, caly dzien siedzenia w domu... ... i nagle owa rzeczywistosc za oknem przestaje miec sens. Sznury majestatycznie sunacych SUV, lexusow, hond... elegancko przystrzyzone trawniki, automatyczne rozpylacze wody do trawy.. to wszystko okupione praca od rana do wieczora a czesto i w weekendy. Chcialoby sie rzec: i wakacje Na Hawajach, ale ci ludzie nie maja czxasu na wakacje. Warto? Ja uwazam, ze nie. Lepiej miec mniej i musiec mniej, niz na odwrot. I. siedzi juz drugi dzien i pracuje. Dzis nawet wstal o siodmej rano, siedzi juz ponad 9 godzin. Po co? Firma ma wazny projekt do oddania jutro czy pojutrze. Boi sie, ciagle sie boi, ze z jego winy nie zdaza - ale tak wlasciwie to co by sie stalo? Swiat sie od tego nie zawali. Nawet pewnie z pracy by nie wylecial - bo wszyscy wiedza, ze robi robote za dwoch tylko ciagle nie maja jakos czasu zatrudnic nikogo nowego, zeby go odciazyc. Sam musi dojsc do tego, ze z takiej harowy gowno wynika. Jeszcze sie nie rozczarowal, jeszcze ma zludzenia. Jeszcze za malo mu bylo, kiedy w tym roku po performance review okazalo sie, ze ani go nie awansuja ani nie beda placic wiecej. Bo pracowal w takim zapomnianym przez Boga i Firme biurze, nikt nie wiedzial co robil, nie mial ukladow, nie domagal sie glosno o swoje. Polityki nie uprawial. Chyba jeszcze sie ludzi.. No coz. A ja? Ja tez nie lepsza. Niby wiem, co zroobic, zeby tzw. "kariere" popchnac do przodu. Siedziec po nocach, douczac sie, pracowac po 60 godzin tygodniowo. Zeby pokazac - o rozwijam sie, o zobaczcie, jakiego bedziecie mieli fajnego wola roboczego. Nie chce mi sie po prostu. Kiedys ludzie mieli zycie prostrze, bardziej niebezpieczne, marli jak muchy... ale z drugiej strony sprawy zajmujace ich kazdego dnia mialy wiekszy sens. Walka o przezycie, o dzieci, ich wychowanie. Kontakt z przyroda, rodzicami i dziadkami. Kazdy byl swiadkiem odwiecznego cyklu narodzin i smierci, mial to dookola na codzien, w postaci takiej, jak sie zdarzalo.. bez sztucznych sterylnych barier szpitali, hospicjow domow starcow czy super-hiper nowoczesnych serwisow pogrzebowych gdzie nie trzeba sie nawet dootknac do niezywego juz ciala. Teraz problemy codziennosci dotycza tak glebokich i wielkich rzeczy jako to co bedzie w kolejnym odcinku jakiegos-tam serialu, co powiedzial jakis pustak w wieczornym dzienniku... jaki byl wynik meczu, czy kupic ta boska bluzke czy nie, komu sie podlizac zeby dstac awans itd. itp. Calkowity mialki belkot. Ciezko w tym zyc, ale jeszcze ciezej sie wyrwac. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
sarah | 2005.04.26 19:15:31 Wojtazy: ja nie mowie o zamykaniu sie w jaskini. Czesto jest to decyzja typu czy bede miala pare tysiecy dolarow wiecej rocznie czy bede pracowac _tylko_ (hehe) 40 godzin tygodniowo a reszte czasu spedzac z rodzina/dziecmi/zona/mezem (niepotrzebne skreslic). Snufkin: no wlasnie ja sie zaczynam bac ze to tez bedzie stan permanentny.. coraz mniej mi sie to podoba...niby wieczorem sie widujemy, ale to takie beznadziejne - kiedy on jest zmeczony do tego stopnia, ze nawet geby mu sie ptworzyc nie chce... snufkin | 2005.04.26 13:29:44 a swoja droga takie byletrwanie dobija... snufkin | 2005.04.26 13:29:10 tja mam _dokladnie_ to samo w domu i to jest przyczyna wszystkiego i jak dalej pojdzie bedzie przyczyna niezostaniecia_niczego wojtazy | 2005.04.26 10:53:41 Trudno sie nie zgodzic. Tez mnie czesto nachodza takie skojarzenia. Z drugiej strony (moze niestety?) nie mozna sie zamknac z jaskini i zyc jak odludek... Wiec trzeba jakos ciagnac swoj kram w tym zagonionym swiecie. Na cale szczescie od czasu do czasu mozna stanac z boku i spojrzec na to wszystko z dystansem. |