Wpis który komentujesz: | Dzień pierwszy, poniedziałek 9. maja - mordownia w drodze z dworca do Domu Salezjanów z cięęęężkim bagażem (ponad 5 km pieszo, bo Symonowi się zapomniało, że to tak daleko i nie pomyślał o jakimś transporcie, ach) Dzień drugi, wtorek 10. maja - Wawel (Katedra Wawelska + apartamenty królewskie) Dzień trzeci, środa 11. maja - Wieliczka i intrygujący Skandynawowie oraz 'kiridigimiri' Belgów. Next: wino nad Wisłą po lewej i kościołem po prawej, a wszystkiego temu towarzyszy blask migoczących gwiazd i rozświetlonego księżyca :> Dzień czwarty, czwartek 12. maja - Kopiec Kościuszki, Kazimierz, Dzielnica Żydowska, wieczór: dwa wina na trzy osoby, dziewczyny oszalały, za dużo %%, schodzą z okna 1. piętra po linie z prześcieradeł. Pytanie: ratować je czy nie? Wyszło na to, że tak. Potem kolejne dwa wina z czteroma towarzyszami, przebieg libacji udokumentowany serią zdjęć oraz rejestracją bełkotów dyktafonem. Rozmowa z koleżanką po niemiecku. O czym? Nie wiem. Około godziny drugiej kłopoty z zaśnięciem - umysł pracuje normalnie, ciało odmawia posłuszeństwa, litery się rozmazują; gdy zamknęłam oczy, wszystko zaczęło wirować. Nigdy wcześniej nie znałam tego stanu, dlatego to takie żałosne, że to opisuję. Dopiero poznaję życie. Dzień piąty, piątek 13. maja - (o, 13 piątek, dopiero się zorientowałam) pierwszy kac w życiu, Oświęcim (chciałbyś/chciałabyś mieszkać na ulicy Obozowej? Bo ja nie.) Wieczór: kino "Zakochany Anioł" na ulicy św. Jana, przepięknie oświetlony Stary Rynek i wstęp do nocnego życia w Krakowie - niestety, tylko wstęp). Dzień szósty, sobota 14. maja - Wieża Mariacka, Bazylika Mariacka, Hejnał trąbki strażackiej, słoneczna pogoda i... dzień, w którym trzeba powiedzieć: żegnaj cudowny Krakowie. Zafascynował mnie. Głównie skumulowaniem tak wielu kultur w jednym miejscu. Z jednej strony słyszysz rozmowy po angielsku, z drugiej po niemiecku, hiszpańsku, włosku, francusku, chińsku, japońsku, duńsku i kto wie, po jakiemu jeszcze. To dla mnie po prostu nadzwyczajne, a ludzie tak interesujący. Chcę tam wrócić, muszę... |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
martynek | 2005.05.18 08:16:12 Krakowa jednak nic nie przebije, to najpiekniejsze miasto Polski, znam dwoch wielkicf fascynatow Krakowa, jednym z Nich jest moj "wujaszek"ksiadz , ktory jest profesorem na UJocie i po prostu moze calymi dniami opowiadac o Krakowie:)ostatnio jak przyjechal to oczywiscie na powitanie dostalam smoka wawelskiego:)A w Krakowie teraz na tej wycieczce byla z Toba moja Olenka:)wlasnie sie skumalam ze to szkolna wycieczka byla,:) oli | 2005.05.17 23:36:04 tez kiedys bylam zakochana w krakowie, ale ogolnie dla mnie to snobistyczny syf, po za tym zobaczylam berlin i juz nie moge sie odkochac ;-) pzdr |