Wpis który komentujesz: | Poniedzialkowo, czyli gownianie Tak wlasnie, bo trzeba wstac i od nowa zmusic sie do zasranego dziennego kierata. Sama radosc, nie? Weeeekend w sumie spedzony na sielance. Piatek impreza u kolezanki z pracy I. taka tam impreza. Zaczela sie o 17.00, my przyszlismy o 18.30. Jakies tam zarcie na stole z doskoku, jakies tam wino i piwo. Jak to zwykle - zero muzyki, zero tancow. Ludzie stali skupieni grupkami, jedni zachwycali sie dzieckiem (titit tutut aaaaaaaa! - darcie ryja i od nowa), drudzy grali w jakas francuska gre polegajaca na tym ze rzuca sie duze kule w poblize malej i kto osiagnie najkrotszy dystans to wygrywa. Slowem, standardowa nuda. Pan domu okazalo sie, ze zainteresowany filozofia - mial nawet jedna polke ksiazek w w/w temacie, ale to byly jakies cienizmy, opracowania dla tepakow (cos w stylu "komputer dla opornych") - takze proba dyskusji wypadla gownianie, bo zupelnie nie lapal tego co mowilam, a mnie sie z kolei nie chcialo rabac wykladu o podstawach (np. czym sie rozni teoria poznania od ontologii i dlaczego wiekszosci podrecznikow do historii filozofii czytac nie warto). No. Powrot do domu o 21.00 i tyle. Sobota - wybralismy sie na tzw. hike z I. Wiecej tam bylo konsumpcji lunchowych kanapek i brodzenia w zimnym gorskim potoku niz chodzenia gdziekolwiek, ale i tak bylo niezle. Juz samo przebywanie na lonie przyrody (swoja droga kto wymyslil ten kretynski idiom???), przygladanie sie roslinkom, ptaszkom i rzeczce mnie relaksuje. Wieczorkiem udalam sie z I. do jego znajomych. Tak jak przewidywalam, bylo chujowo. Ja nie wiem, co to za rozrywka narabac sie, drzec morde w samochodzie (to kolega numer jeden) a potem odstawiac spiewy karaoke w barze dla redneckow. Matko. Chce jakiejs normanej imprezy!!!! Niestety, najblizsza sie kroi dopiero w sierpniu, kiedy matka A. wroci do Polski a ona zostanie sama na wlosciach. Obiecala juz, ze z okazji tego wielkopomnego wydarzenia bedzie impreza na cztery fajery. Z muzyka, tancem, urabaniem sie (jej) totalnym i w ogole. Co tam jeszcze. Gralam w szachy z I - oczywiscie przegralam i stwierdzilam eksperymentalnie ze po 3 szklankach czerwonego wina to ja jeszcze przewiduje 3 ruchy naprzod, ale juz po zapaleniu jednego skreta myslenie logicznie wali sie na pysk no i zeby ograniczyc bole zwiazane z tak skomplikowanymi operacjami wystawilam sie na pobicie w celu szybszego zakonczenia gry. Trzeba bedzie sie podciagnac nieco w tym temacie. W koncu to tylko czysta logika i nic wiecej, jeno operacje trzeba wykonywac w glowie. No i tyle. Instynktownie spodziewam sie jakiejs niemilej siurpryzy, klopotow albo nie wiem czego jeszcze - bo zdecydowanie cos za dobrze ten weekend poszedl... |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |