Wpis który komentujesz: | Splamiłem honor hardkorowca, zdradziłem kodeks ulicy, zgrzeszyłem przeciwko prawilności - pojechałem na wakacje z rodzicami. Nim jeszcze obrońcy wyżej wymienionych wartości mnie dorwą i skrzywdzą, podzielę się tym i owym. Przede wszystkim mama odniosła ewidentny macierzyński sukces: udało się jej zorganizować dwutygodniowy wyjazd i zabrać nań dwóch synów w wieku 20 i 22, którzy - uwaga - wrócili zadowoleni. W moim przypadku wprawdzie nie oznaczało to szczególnego wyrzeczenia (no, może poza zdradą pewnych ideałów, o których pisałem na początku), ale w obliczu dzisiejszych norm, trendów i dążeń młodych ludzi, taki wspólny rodzinny wyjazd to chyba jednak coś. Byliśmy w Wiśle. Miejscowość typowa, dość rozlazła (a jak brzydka, zdałem sobie sprawę dopiero po wizycie na Słowacji), zresztą kto nie był, a góry, jak to góry - mają swój urok. Są wielkie, efektowne, stanowią dla mnie demonstrację potęgi natury w najczystszej postaci. Wędrówka na dany szczyt to wyzwanie, które, także ze względu na poniesiony trud i wysiłek, zawsze daje satysfakcję. Fajnie jest usiąść, nacieszyć oko widokami, spojrzeć w dół i uświadomić sobie, jak wiele się przebyło. Gorzej, kiedy wspinaczka staje się koniecznością, codziennym przymusem. Wtedy zadowolenie gdzieś znika, a pojawia się złość, zniechęcenie, frustracja i powracające pytanie: "czy ten ośrodek musi być tak wysoko???". Do tego góry są zdradliwe. Wychodzisz, jest zimno. Maszerujesz, męczysz się, robi ci się gorąco; z czasem już nie chce ci się nawet zastanawiać, dlaczego łzawią ci oczy, skąd ten ból z tyłu głowy i narastające drapanie w gardle. Tak zachorowałem na anginę. Widok nabrzmiałych migdałków z biała naleciałością odrzucił mnie do tyłu, z przykrością uświadomiłem sobie, że zaatakowało mnie okropne, syfiate ciało obce, na które później aż bałem się patrzeć, bo jedyna reakcja, na jaką potrafiłem się zdobyć, zawierała się mniej więcej w słowie "fuj". Straciłem apetyt, pojawiły się dreszcze, marznąłem nawet w pokoju pod kołdrą. Kurde, zawsze wydawało mi się, że w góry się jedzie odzyskać zdrowie, a nie je stracić. Wróciłem słaby, zmarnowany, schudłem z 3 kg. Gdybym był dziewczyną, pewnie skakałbym z radości. Pogoda oczywiście nie dopisała. Dwa dni słońca, a później tydzień regularnego, intensywnego deszczu i niska temperatura. Jak to mawiają w TV, pogoda nie zachęca do spacerów, komfortowo na pewno się nie czułem, a zwierząt, po których zachowaniu można by cokolwiek przewidzieć, też nie było. Tzn. zwierzęta widziałem w Ustroniu, w Parku Rozrywki. Opcja o tyle fajna, że były oswojone, biegały sobie między drzewami, czasem między ludźmi. Głównie sarny i pochodne, bo takie żubry czy łosie jednak wiedziały, że dystans się liczy. Widzieliśmy też pokaz ptaków drapieżnych. O kani rudej nie wspomnę, za bardzo kojarzy mi się z nauczycielką z liceum, za to orły czy jastrzębie były naprawdę imponujące. Jastrząb Harrisa jest niezły, czarno-czerwony, o dość groźnej prezencji (występuje w Ameryce Południowej). Taki ptak-hardkorowiec, wystarczy jedno spojrzenie i wiesz, że lepiej nie zadzierać. Byliśmy z mamą na Słowacji. Cóż, ładniej, czyściej i znacznie "schludniej" niż u nas. Nawet trawa wydała mi się bardziej zielona :) To brzmi komicznie, jeśli skojarzyć z powiedzeniem, ale poważnie - takie miałem wrażenie. Wisła, jeśli porównać, jest brzydka, chaotyczna (nagromadzenie wszystkiego i wszędzie, obok siebie stare sklepy, nie pokończone domy, stoiska z pamiątkami i piwem), do tego zaśmiecona, nie ma za grosz swojskiego klimatu. Wracając do Słowacji - świetne góry (nie dziwie się, że ludzie jeżdżą tam zimą masowo na narty). Nie da się opisać, trzeba pojechać. Kąpaliśmy się też w leczniczych basenach kompleksu Aphrodite, korzystając z hydromasaży wszelkiego typu (przy czym nie mogę zrozumieć, jak to możliwe, że przy cenie 350 koron za 2 godziny - około 30 zł - za saunę trzeba płacić dodatkowo) i grzejąc się w cieplutkiej wodzie, z której aż się nie chciało wychodzić. Widzieliśmy Zilinę, duże, trzecie co do wielkości miasto na Słowacji. Duże i ładne (zwłaszcza rynek i okolice). Będę musiał tam kiedyś wrócić i się przyjrzeć dokładniej. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
maja | 2005.08.30 22:06:10 a na temat plamienia honoru hardcorowca, to ja ostatnio na itfy zabralam Mame. :o) le ef | 2005.08.20 22:38:48 nie tam, nie tam.. dalej na wschod, poprad i okolice slowackiego raju. tam jest pieknie dopiero... Kurillo | 2005.08.20 10:32:40 no to wstyd, bo Kraków to jak dla mnie najlepsze miasto w polsce. maja | 2005.08.20 08:11:28 takie samo odczucie mam po powrocie z pragi do krakowa. u nas jest brudno. pozdrawiam :o) benekce | 2005.08.17 19:56:34 tez bylem w Zilinie, fajnie tam :) |