Wpis który komentujesz: | Poza tym tak sobie mysle a przemawiaja przeze mnie wzgledy praktyczne: skad wzial sie dogmat latania matki z wozkiem i dzieckiem w srodku? Przeciez takiemu gnojowi parotygodniowemu to wszystko jedno, czy sie go wiezie po jakiej sciezce w srodku miasta, gdzie stezenie olowiu siega zenitu, czy tez buja noga w wozku na balkonie... W tym drugim wypadku zreszta jest bardzej ekonomicznie, bo matka se moze ksiazke poczytac na ten przyklad.... |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
kate | 2005.08.27 09:07:41 Irian przecież mówię, że dla dziecka wszystko jedno czy to balkon, ogródek czy spacer. Ruch ma tę zaletę, że wózek się telepie (dawniej stosowano kołyski) i dziecko zasypia i nie drze ryja, a my mamy święty spokój. Ruchu to matka raczej nie potrzebuje - i tak pada na pysk ze zmęczenia. Jeśli chodzi o kocyki, to działa tu inny efekt, również tępiony przez lekarzy. Dorosłym wydaje się, że taka odrobina to zamarznie lub się przeziębi, ale kończy się to odcięciem ultrafioletu (czyli spacer całkowicie traci sens) i potówkami. Opatulanie nie ma nic wspólnego z logiką, tak działa jakiś instynkt. W szkołach rodzenia omawiany jest przypadek pani doktor, która bezwzględnie tępiła bety i kocyki, po czym sam urodziła dziecko i też fundowała mu taką łaźnię parową. W końcu nie każdego trzeba hartować na Syberię, można i do dżungli amazońskiej ;) Irian | 2005.08.27 00:17:10 Myślę sobie, że w takim wypadku spokojnie wystarczyłoby upatrzeć sobie jakieś miłe miejsce na skwerku, podwórku czy w parku, doholować tam wózek, ustawić na słońcu albo w cieniu, zależnie od upodobań, i usiąść sobie na ławce z książką albo poplotkować z innymi mamusiami :) Po co ma ta nieszczęsna matka wlec wózek po krzywych, dziurawych chodnikach, wśród spalin? Ewentualnie na wsi po błocie i piachu? Dziecku to powinno być bez różnicy, na powietrzu będzie i tak, samo i tak nie wyjdzie, a czy wózek jedzie, czy stoi w miejscu, to już chyba obojętne... Jedynie argument o tym, żeby matka miała trochę ruchu, wydaje mi się sensowny, ale jeśli akurat wózek jest nieporęczny, a ona się tymi spacerami nudzi śmiertelnie, to po co jej to? Sir: czy jak się weźmie dziecko na spacer, to automatycznie przestaje być ono głodne, marudne, płaczące, absorbujące, brudzące pieluchy etc.? Tak sobie od razu zasypia i cześć? ;) Nie wiem, nie mam dzieci, ale jakoś tak nie wydaje mi się... sarah | 2005.08.26 19:15:29 Kate: dzieki odnosnie javascryptu :) Jesli chodzi o uzasadnienie - brzmi logicznie ale... jak popatrze na wiekszosc matek to dzieciak w wozku szczelnie okrecony, kocyki, parawaniki, parasoleczki... nie ma szans na jakies odlamki slonca :) kate | 2005.08.26 17:06:54 A javascriptem się nie przejmuj. Jeśli taka kura domowa jak ja, zrozumiała, to ty też nie będziesz miała żadnych problemów. kate | 2005.08.26 13:55:34 Małe dzieci trzeba wystawiać na dwór (wszystko jedno balkon, ogródek czy spacer), bo rosną im kości i potrzebują dużo witaminy D, którą jak wiadomo skóra wytwarza pod wpływem ultrafioletu. Mają zresztą takie na nią zapotrzebowanie, że i tak trzeba się posiłkować wit. D w kropelkach. Bez niej nie dość, że dostają krzywicy (i lataj tu potem po ortopedach, prześwietleniach, gimnastykach i użeraj się z szyną ortopedyczną między nogami potomka), to jeszcze robią się nieznośne: bardziej płaczliwe, marudne i nie chcą spać. Pierwszym sygnałem braku wit. D są włosy jak siano. Lekarze każą chodzić na spacery, bo ludziska są leniwe i bez nakazu nie chciałoby im się wychodzić z dziećmi, a wtedy gorzej by się rozwijały. Przecież na takie zakupy łatwiej wyjść bez bachora. Taszczenie na rękach nie wchodzi w rachubę (już przy noworodku ręce omdlewają (3-5 kg), a co dopiero przy takim 10 kg niemowlaku) i stąd wózek. snufkin | 2005.08.26 09:30:06 skoro tak jest nie tylko w "europejskiej" kulturze musi to byc jakis atawizm;) Kain | 2005.08.26 09:01:08 Mam taka teorie: po prostu poznaje swiat :). Podorozujac po nim oswaja sie z lekiem. Moze sie przyzwyczaic, ze przejezdzajacy samochod nie jest straszny i mozna przy nim spac, skrzeczace ptaki towarzysza zyciu od urodzenia, poznaje szum plynacej wody itd. Do dziecka jednak docieraja wszelkie sygnaly, to nie kamyk ;) sarah | 2005.08.26 06:42:55 Sir: nie odpowiedzialas(es) na pytanie: skad sie wzial ten dogmat? Czy przemawiaja za tym jakiekolwiek racjonalne wzgledy? Poza tym chcialam zauwazyc, ze dzieciak mlody jednak wieksza czesc doby przesypia. Moze to byc z upierdliwym akcentem ale jednak przesypia - bez tego by sie prawilowo nie rozwijal.. wiec? Sir | 2005.08.26 00:01:23 No to pojechalas teraz ..... ksiazke poczytac (tu slychac dudniacy smiech ;-) ) Nie ujmujac nic Twojemu doswiadczeniu zyciowemu, chcialbym nadmienic, ze jednak nie masz pojecia co to znaczy dziecko w domu. Taki np. spacer to odpoczynek dla matki. Bo kiedy mlode spi czy nie trzeba: nosic, uspokajac, karmic, przewijac, biec do kuchni by wylaczyc zupe, biec do kuchni by wlaczyc podgrzewacz do mleka (wersja matki nie karmiacej piersia), wlaczyc pralke, powiesic pranie, leciec do dziecka bo kupa, ulalo sie, nudzi sie, ma kolke, ma ochote powrzeszczec, chce mu sie pic itd .... Jak juz spokojnie spi i robi tak 2 godziny to co 3 minuty zagladasz czy aby wszystko w porzadku. Biezesz ksiazke do reki otwierasz 19 raz na wstepie by od razu oswiecila Cie mysl ... "O boże ja dzis nic nie jadlam!". Idziesz do kuchni otwierasz lodowke i w tym momencie z pokoju .... bueeeeeeeeeeeeeee Pozdrawiam Sirdecznie wszystkie matki i Ciebie ;-) |